piątek, 17 maja 2019

Na trzecim końcu świata

To, że Polaków można spotkać dosłownie wszędzie i to w najmniej oczekiwanych miejscach przestało mnie dziwić już dosyć dawno temu. Tak, jesteśmy wszędzie, ale czy równie globalne jak nasza emigracja są polskie produkty?

Zobaczmy jak to wygląda z punktu widzenia Sydney, ale nie z perspektywy polskich czy rosyjskich sklepów zaopatrujących tutejszą emigrację. Chodzi mi raczej o polskie produkty, które można spotkać na półkach australijskich sklepów.
Nie mam wątpliwości (co jest raczej smutne), że naszym flagowym produktem narodowym jest... wódka. Pewnym pocieszeniem może być tu fakt, że sam Pablo Picasso wyraził uznanie dla naszego dorobku w tej dziedzinie słowami, których jednak autentyczności nie jestem pewien „Trzy niezwykłe wynalazki XX wieku to muzyka bluesowa, sztuka kubizmu oraz polska wódka”. Wśród polskich ikon przemysłu spirytusowego bez wątpienia króluje Belvedere, który na całym znanym mi świecie jest synonimem wódki klasy premium. Tutaj jest podobnie i biorąc pod uwagę fakt, że w tym klimacie wódka jest raczej bardzo mało popularnym trunkiem, godnym uznania jest fakt, że Belvedere można spotkać prawie w każdym sklepie z alkoholem. Charakterystyczną butelkę znajdziesz zarówno w dużych sieciówkach typu BWS, Liquorland, Dan Murphys jaki i małych, lokalnych bottleshopach (tak tutaj nazywają się sklepy monopolowe). Całkiem często, ale już nie tak często jak produkt Polmosu Żyrardów można także spotkać polską wódkę Wyborową (tak wiem, marka Wyborowa nie należy już do do polskiej firmy). Miejsce na podium zamyka Żubrówka sprzedawana w krajach anglosaskich jako Bison Vodka. Butelka eksportowa wygląda nieco inaczej niż ta znana nam z Polski. Sama receptura trunku w USA (nie wiem czy w Australii też) jest też ponoć inna ze względu na związek chemiczny używany do barwienia wódki, który w ilościach występujących w produkcie został uznany przez amerykański departament zdrowia za rakotwórczy. Tak można by z grubsza podsumować tysiącletni dorobek narodu polskiego w globalnym handlu zagranicznym.
Byłaby to jednak niesprawiedliwa i trochę smutna konstatacja.
Na półkach sklepów monopolowych, bardzo rzadko (ale jednak) można spotkać także produkty polskich piwowarów, które (przeciwnie do browarnictwa czeskiego) nie cieszą się tutaj wysoką renomą. Piwo polskie tutaj to zupełnie nieistotny margines...
Eksportowy klasyk z Żywca w Dan Murphy.
Nie przypuszczałem, że Broka można jeszcze kupić. Ponownie Dan Murphy
Taka niespodzianka w moim lokalnym sklepie. Piwa z Polski w cenie około 12 AUD za butelkę. Nie były warte jednak swej ceny. Hurtownik szybko wycofał się z dostaw.
Dla mnie Okocim będzie już chyba ikoną polskiego piwa na emigracji. Choć Okocim (by Stawski) najlepiej smakuje na Green Pointcie to także tutaj udało mi się upolować buteleczkę z Brzeska w moim lokalnym sklepie. Było warto. Tak samo jak wtedy, gdy z Marcinem pierwszy raz piliśmy je w restauracji Old Cracow w San Francisco. Klasyk i niezapomniany smak.
Mały offtopic. Spotkałem Polaka, który był przekonany, że to polskie piwo. Nic bardziej mylnego. To jeden z lepszych australijskich Pale Ale. Wiem też, że Polacy przy barze ośmieleni swojsko brzmiącą nazwą podejmują próbę zamówienia Kościuszko beer, ale tej próbie towarzyszy zazwyczaj (podobnie jak po nieprzyzwoitym żarcie opowiedzianym w nieodpowiednim towarzystwie) - kłopotliwe milczenie. Lepiej powiedzieć Kozi-josko lub po prostu Kozi please . 
Co może być choć trochę pocieszające, to fakt, że rynek sezamków w Sydney zdominowany jest przez produkty w większości wyprodukowane w Polsce (choć udające produkt lokalny). Bylo to dla mnie sporym zaskoczeniem, ale wydaje mi się, ze 80-90% sezamków jakie miałem w ręku wyprodukowano właśnie w Polsce. Podobnie sytuacja ma się z precelkami i paluszkami (sprzedawanymi chyba w Aldi), które udając produkty niemieckie lub lokalne niezbyt nachalnie prezentują metkę „made in Poland”. Wielką niesprawiedliwością byłoby nie zauważyć w tym miejscu „polish style” ogórków kiszonych w Coles czy kapusty kiszonej sprzedawanej jako polish sauerkraut. Tutaj arsenał środków przemysłu spożywczego z kodem kreskowym 590 niestety się kończy.



Sezamki made in Poland
Polski Ogórki w Coles

Czasem mnie najdzie pokusa, idę wtedy do Colesa po słoiczek Krakusa
Pretzel Made in Poland
W Sydney obecna jest jeszcze polska branża kosmetyczna (o czym już wspominałem), która ma swoją jedyną reprezentację w postaci butiku marki Inglot w najbardziej chyba prestiżowej lokalizacji w całym Sydney, a mianowicie w Quuens Victoria Building. Tutaj zapada kurtyna nad rynkiem ogólnokonsumenckim.

Pozostaje jeszcze jednak nisza, w postaci tutejszego rynku suchych skafandrów nurkowych, którą bez pardonu podbiła polska marka Santi... Uwielbiam te chwile, gdy grasując po wieszakach w Bondi czy Manly Diving Center przed oczami przelatują mi metki z napisem „wyprodukowano w Gdyni” lub gdy na łodzi spotykam Niemców, Anglików, Amerykanów czy Koreańczyków ubranych w produkty tej polskiej marki... Choć to tylko kawałek gumy, neopren i plastiku tworzący zgrabną całość to jednak jest jakiś optymizm w tym, ze Polska w świecie zaczyna baaaaardzo powoli być kojarzona z czymś innym niż wódka czy kiełbasa.

Pozdro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz