niedziela, 31 marca 2019

The Sydney Tower Eye

Sydney Tower znana jest w mieście pod kilkoma nazwami. Można właściwie wyliczać: AMP Tower, Flower Tower, Glower Tower, Westfield Centrepoint Tower, Centrepoint Tower lub po prostu CentrepointWestfield. Nie bądźcie zdziwieni jeśli mówiąc taksówkarzowi jedną z tych nazw traficie pod budynek, którego nie sposób przeoczyć w panoramie Sydney. Jest to bowiem do dziś najwyższa konstrukcja w całym mieście, na którą obiera się azymut szukając drogi do centrum. Budowla powstała w latach 1975-1981 i jest częścią kompleksu handlowego Westfield Sydney (inaczej Centre Point). Obiekt powstał z 46 cylindrów ustawionych jeden na drugim, zwieńczony jest charakterystyczną konstrukcją z anteną, w której znajdują się restauracje (3 dolne poziomy) i taras widokowy (górny poziom). Całość utrzymuje się w pionie dzięki 56 stalowym linom zakotwiczonym w gruncie, które wokół trzonu wieży tworzą charakterystyczny oplot. By dostać się na taras wystarczy 40 sekundowa podróż windą. Do miejsca gdzie znajduje się kasa biletowa wjeżdzą się windą z poziomu ulicy Market Street. W cenie biletu jest krótki pokaz filmowy 4D i możliwośc wyjścia pod opieką przewodnika na skywalk, czyli otwartą platformę widokową zawieszoną w pustce nad miastem. Warto odwiedzić to miejsce, ponieważ Sydney jest atrakcyjne także z tej perspektywy...

Widok na wieżę widokową z ulicy George

 
Zatoka Port Jackson
 
CBD, w tle Darling Harbour

CBD, na pierwszym planie budynek MLC, w tle Harbour Bridge

Te trzy wieżowce to w ostatnich latach znak rozpoznawczy dzielnicy Barangaroo
 
CBD i Darling Harbour
CBD - widok w kierunku południowym (przeciwnym do Zatoki)

Queens Victoria Building

Hyde Park

Widok na Hyde Park i dzielnicę Kings Cross, W dalekim tle wieżowce Bondi Junction

North Sydney
 
Port Jckson, w tle North, Middle i South Head


St Mary's Cathedral

Fort Denison

Kopuły SOH, w tle zabudowa mieszkaniowa dzielnicy Kirribilli



North i South Head. Widoczne osuwisko na północnej głowie.

Klasyk

National Maritime Musem w Darling Harbour i Anzac Bridge w tle

Anzac Bridge

QVB - kopuła centralna

Anzac Monument w Hyde Park


Bondi Junction

Art Gallery of NSW na pierwszym planie i Finger Wharf w tle

Kings Cross z charakterystycznym neonem C-C. Okolica o charkaterze czerwonej dzielnicy. 




poniedziałek, 25 marca 2019

New Zealand. South Island. Podsumowanie

Trasa: Christchurch - Arthur Pass - West Coast - Queenstwon - Milford Sound - South Coast - East Coast - Christchurch
Ilość kilometrów: 2536km
Koszty paliwa: W zależności od paliwożerności kampera około 500-600AUD. W 2019 roku zakładać trzeba 2.1 NZD/ 2.0AUD za litr paliwa (w tym czasie w Australii paliwo kosztowało 1.2-1.5 AUD)
Koszty kampingu: Średnio 60 AUD za nocleg - zazwyczaj w bardzo przyzwoitych warunkach

 Nasza podróż w skali Południowej Wyspy

Co warto zobaczyć po drodze? Moim zdaniem miejsca takie jak: Arthur Pass, drogę numer 6 między miejscowościami Greysmouth i Punakaiki, Franz Joseph Glacier, Queenstown (polecam :-)) , Milford Sound (koniecznie!), południowe wybrzeże.
Co trzeba zobaczyć: Queenstown, Milford Sound, droga numer 6

Powszechnie uznaje się, że podróż campervanem po Nowej Zelandii to kanon podróżniczy. Jeśli nie macie przynajmniej trzech tygodni i musicie ograniczyć się do jednej wyspy, 90 procent ludzi, którzy znają to miejsce wskazuje na wyspę południową. Dwa tygodnie to minimum, aby móc w miarę powierzchownie zrozumieć ten kawałek świata. A co jeśli nie mamy tyle czasu?
Jeśli macie tydzień, zaproponowałbym przylot do Christchurch, pojechał od razu przez Arthur Pass, po czym udałbym się do Punakaiki by potem wrócić na południe do Queenstown. Z Queenstown poleciałbym samolotem do Milford Sound i potem wrócił do Q town by tam pożegnać się z wyspą południową.
Jeśli macie czasu trochę więcej, np. dziesięć dni, to poleciłbym taki plan podróży jak powyżej i zaleciłbym powrót do Christchurch prze miejscowości Twizel i Tekapo.
Jeśli zdecydujecie się odwiedzić Milford Sound (do czego gorąco zachęcam) to koniecznie zdecydujcie się na rejs łodzią na granicę otwartego morza.
Jeśli szukacie centrum nurkowego, z którym można wypłynąć na czarne korale w Zatoce Milford, polecam jedyne w rejonie Descend Miflord Sound. Słyszałem o nim wiele pozytywnych opinii, ale uważajcie tanio nie będzie (około 1000 pln za dwa nurki z łodzi).
Co warto zabrać jadąc camperem: ubranie na każdą pogodę, płaszcze przeciwdeszczowe, kremy przeciwsłoneczne, okrycie głowy, okulary przeciwsłoneczne, ciepłe czapki, woda (dużo wody), latarki (najlepiej z karabińczykami i czołówki), multitoole, ładowarki, jeszcze raz ładowarki, power banki, mapa papierowa rejonu (nie zawsze a nawet bardzo rzadko będziecie w zasięgu sieć GSM). Obiektyw szerokokątny i koniecznie dobry zoom + filtr polaryzacyjny na obiektyw (kolor wody i nieba służy takiej opcji). Jeśli podróżujecie na dwa i więcej samochody - koniecznie bierzcie radia. My mieliśmy dwa komplety i nieraz pomogły nam w znalezieniu miejsca na parkingu, w wyprzedzeniu zatoru ulicznego, w ustaleniu planu podróży i w zabijaniu czasu pogawędką za kólkiem :-) (Dzięki Konrad za pomoc w programowaniu naszych Baofengów). Poza tym jeśli się rozdzielaliśmy na podgrupy, zawsze mieliśmy kontakt. GSM to opcja dostępna raczej w dużych miastach, a tych nie ma znowu tutaj tak dużo. Tankujcie zawsze kiedy macie ćwierć baku i akurat stację na widoku, na zachodnim wybrzeżu między Hokitika a Queenstown stacji nie ma przesadnie wiele. Południe w sumie też nie jest centrum wszechświata, paliwo nie jest tu tak łatwo dostępne. Uwaga! W NZ nie spotkaliśmy ani jednego patrolu policji, który ścigałby za wykroczenia na drodze, poza tym NZ to pierwszy kraj, w którym limity prędkości raczej mnie nie ograniczały. Uważajcie jednak, bo drogi są kręte i potrafią zaskoczyć... pięknymi widokami.
 
So true... Tu nie prędkość jest niebezpieczna a widoki za oknem...
Obietyw szerokokątny + filtr polaryzacyjny i radio PMR - dla mnie na tej wyprawie niezbędnik.

Przydatne aplikacje: Camper Mate, Google Maps (obecnie niezbędna)
My jechaliśmy najtańszym z dostępnych Vanów i daliśmy radę. Jeśli macie wątpliwości czy Toyota HiAce daje radę to odpowiadam - daje.

Dziękujemy ADIA.Ch za cierpliwość i pomoc w podróży - bez Was by się to wszystko tak ładnie nie udało.

Życzymy udanych podróży w 2019 roku!

czwartek, 21 marca 2019

New Zealand. South Island. Dzień 11. Dunedin - Timaru. Dzień 12. Timaru - Christchurch.

08.02.2019 dzień 11

Start: Dunedin
Stan licznika na początku trasy 412066km
Stan licznika na koniec dnia: 412303km
Dystans: 237km

Dystans całkowity: 2368km
Koniec: Timaru
NZ. Day 11. Dunedin to Timaru. Galeria Foto.
W Dunedin zaliczamy dosyć zimną i wietrzną noc. Na szczęście opanowaliśmy zarządzanie grzejnikiem elektrycznym i wychodzimy z tej potyczki bez szwanku. Miasto co nas nieco zaskoczyło jest bardzo górzyste i raczej przy San Francisco nie miałoby się czego wstydzić. Z rana udajemy się do centrum, aby poszwędać się trochę po mieście. Co nas zdziwiło, Dunedin jest dosyć ciekawe architektonicznie i na pewno warto się tu na trochę zatrzymać. 
 Dunedin - Plac centralny. Po lewej katedra św. Pawła
 Stuart St. w kierunku dworca kolejowego
Ciekawa fabryka Cadbury na przeciwko dworca
i sam dworzec...
Peron
 Ekspozycja starego porowozu tuż obok dworca
  
 Muzeum All Blacks na piętrze dworca kolejowego. W końcu jest! Jonah Lomu - bohater mojej młodości (zaraz po Majku T.). Spodziewałem się jednak, że jest mocniej eksponowany w Nowej Zelandii..
 Dworzec kolejowy - detal
 Chłopaki w drodze
 Chłopaki zabierają mnie na wizytę w sklepie bokserskim
Wyglądają na grzecznych, prawda? 
 Wyjazd z Dunedin
 Upragniona stacja benzynowa
 Widok podczas tankowania
 Loo Ride - Rowerem za potrzebą

Z Dunedin wyskakujemy na trasę numer 1 w kierunku miejscowości Timaru. Liczymy na to, że gdzieś na wylotówce zatankujemy coraz bardziej puste baki. Nic z tego, wyjechaliśmy już dobrze poza miasto a tu ani śladu stacji benzynowej. Zatrzymujemy się na jednej z domniemanych stacji (tak twierdził gps), ale okazuje się, że nikt tu paliwa nie sprzedaje, jest to zwykły przydrożny sklep. Wychodząc na zewnątrz nieco zawiedzeni, spotykamy przed lokalem Harleyowców, z którymi dwa dni wcześniej imprezowaliśmy. Witamy się, krótko opisujemy problem i sprawnie pomagają ustalić nam gdzie znajduje się najbliższa stacja beznynowa. Wydaje mi się, że na samą stację zajeżdżam już na oparach. Jej lokalizacja wcale nie jest taka oczywista.  W miejscowości Karitane nic nie wydaje się jednak być oczywistym. Czas płynie tu swoim tempem a na stacji benzynowej, która nie wygląda jak stacja i która stoi pomiędzy prywatnymi zabudowaniami z dala od głównej drogi można wypożyczyć za darmo rower, który dowiezie nas do najbliższej toalety. Na stacji takowiej nie ma :-) Uff, najwazniejsze że mamy paliwo, krótki odpoczynek i jedziemy dalej trasą numer 1. Po drodze mijamy intrugujące miasteczko o nazwie Oamaru. Wahamy się dosyć długo, ale ostatecznie zawracamy i postanawiamy zatrzymać się w nim na chwilę. Miejsce jest trochę inne niż cała Nowa Zelandia. Przypomina raczej jakieś śródziemnomorkie miasteczko niż to co do tej pory zobaczyliśmy na wyspie. Jest tu dużo klasycyzującej architektury, uliczka z klimatem w starym portowym doku i bardzo oryginalny plac zabaw, w którego projektowanie musieli być zaangażowani jacyś artyści. W ogóle ta część miasta przy doku portowym jest jakaś jakby odrealniona, baśniowa, ale jakby z nieco innej niż nowozelandzka bajki. A może my jeszcze mało o tej Nowej Zelandii wiemy? Prawdopodobnie tak jest :-)

 Najważniejsza rzecz w Oamaru! Dziesieć minut z głowy...

Oamaru Seafront...
 Nic nie przycinane, Dorota wymierzyła, cykła i jeb!
 Osobliwy plac zabaw
Jak on tam wlazł?



 Uliczka portowa z klimatem


 Steampunk HQ - nie wiem do końca o co chodzi
 Oamaru



 Te kwiaty (Ewa twierdzi, że to fuksje, pardon Surfinie), dekorują całą główną ulicę Oamaru

 Kto by dziś postawił pomnik białemu mężczyźnie z karabinem w ręku?
Young guns chyba podmęczeni :-)

Do Timaru dojeżdżamy dosyć wcześnie. Rozbijamy się na kempingu i każdy ma jakiś tam swój czas wolny. Mi udaje się pograć trochę w piłkę z chłopakami, potem biorę Alutka i idziemy na spacer. W pewnym momencie spotykamy Arka i dalszą część spaceru przez miasto przegadujemy. Wieczór w Timaru to przyjemna odmiana, ciepło i bezwietrznie, noc udaje się przespać bardzo komfortowo.  

09.02.2019 dzień 12

Start: Timaru
Stan licznika na początku trasy 412303km
Stan licznika na koniec dnia: 412471km
Dystans: 168km

Dystans całkowity: 2536km
Koniec: Christchurch


NZ. Day 12. Timaru to Christchurch. Galeria Foto.



Rano zbieramy się już z myślą o powrocie do Christchurch. Nim tam wyruszymy udajemy się jeszcze na miejską plażę i tu właściwie żegnamy się z wakacjami. Wsiadamy do samochodów i dosyć monotonną trasą udajemy się do Christchurch (ale już trochę innego Christchurch niż dzisiaj) by oddać samochody, spakować rzeczy i pojechać na lotnisko.
 Plaża miejska w Timaru


 Była areną ostatnich zawodów miniolimpiady nowozelandzkiej... Sprawiedliwy remis. 
 Na chwilę przed tym nim wyruszymy w ostatnie kilometry naszej wspólnej trasy...
  żal się wyprowadzać...
 okolicznościowe zdjęcie...
 transfer na lotnisko... 
Lotnisko, w miejscowości. o której mało kto jeszcze wtedy słyszał...

Czas wracać. Wracać w dobrym stylu. Airbus A380-800.
Nie sposób nie lubić tego samolotu, kilka dni po wylądowaniu w Sydney dowiaduję się, że produkcja będzie stopniowo wygaszana. Kibicowałem mu od samego początku do samego końca, bardzo szkoda. Pasażerowie rzeczywiście go uwielbiają, przewoźnicy mniej (kasa, kasa)... 

Epilog: Nasza przygoda kończy się szczęśliwie, sprawnie załatwiamy formalności, robimy okolicznościowe zdjęcie, podsumowujemy w głowie to co stało się przez ostatnie dwa tygodnie i zabieramy się busem na lotnisko. Arek otworzył ten rozdział okrzykiem Ahoj przygodo! Czas zamknąć to co już było i pomyśleć nieśmiało... Ahoj następna przygodo!

Pozdrawiamy!