sobota, 29 września 2018

Newcastle - na północ od Central Coast

Jadąc dalej na północ od Central Coast, które odwiedziliśmy ostatnio, po około godzinie jazdy samochodem dojedziemy do miejscowości Newcastle. Jest to drugie co do wielkości miasto w stanie Nowa Południowa Walia (czyli drugie miasto po Sydney) i szóste co do wielkości w całej Australii. Miasto to liczy około 300 tysięcy mieszkańców, czyli jest mniej więcej wielkości naszego Białegostoku. Newcastle znajduje się około 160 km na północ od Sydney i między tymi dwoma miastami najłatwiej poruszać się autostradą M1 (tętnicą komunikacyjną całego stanu), czyli popularnym Pacific Highway. Newcastle położone jest nad malowniczym ujściem rzeki Hunter do Oceanu Spokojnego. I choć miasto znajduje się bardzo blisko doliny Hunter, kojarzonej dzisiaj raczej z biznesem winiarskim to historia miasta jest nierozerwalnie związana z przemysłem ciężkim. To właśnie rozwój górnictwa i przemysłu hutniczego powodował, że miasto wspinało się coraz wyżej na okoliczne wzgórza patrząc z coraz większej odległości na spokojne wody zatoki rozlewające się w dole.
 Witamy w Newcastle

Czego prawdopodobnie nie dowiecie się z Wiki to to, że miasto ma swój klimat. Mi po zaledwie trzech dniach trudno jest określić jaki to klimat, ale rozmawiałem z kilkoma ludźmi na ten temat i wiem, że na każdym Newcastle zrobiło dobre wrażenie. Może klimat tego miasta to architektura? Trochę inna od architektury sydnejskiej czy melbernskiej. Wymieszana, nowoczesna, historyczna i historyzująca, wielkogabarytowa jak i kameralna, momentami odważna.


 



 Architektonicznie dzieje się sporo
 Generalnie mix wielu myśli...

A może to skala miasta robi ten klimat? Wszystko jest tu bardziej kompaktowe, jakby obok siebie. Jest tu trochę klimatu wielkomiejskiego, jest tramwaj, są restauracje serwujące dania wszystkich stron świata, są całe kwartały prawdziwie miejskiej zabudowy. Mimo obecnego przemysłu, jest tu także całkiem sporo z klimatu nadmorskiego kurortu, który możecie poczuć na promenadzie Queens Wharf lub na surferskich plażach takich jak Nobbys czy Bar Beach. W mieście jest też oferta kulturalna w postaci Newcastle Museum czy Art Gallery. Jest też nocne życie, jest wolniejsze tempo i jest też oddech od big city lights Sydney CBD.

 Tempo tego miejsca tworzy jego klimat
 Bar Beach (jeden z dwudziestu dni w roku bez słońca :-))
 
Newcastle Museum

Osią rozrywkową i handlową miasta jest ulica Hunter Street, która w czasie gdy odwiedzaliśmy miasto świeciła raczej pustkami. Trudno się dziwić, odwiedzaliśmy Newcastle w długi weekend czerwcowy czyli na samym początku zimy, która tutaj zaczyna się deszczem... W naszym wypadku deszczem, który trwał z krótkimi przerwami przez cały czas naszego pobytu w Newcastle. W związku z tym, w poszukiwaniu rozrywki udaliśmy się także na ulice Darby St i Beaumont St, które tamtej nocy skuteczniej niż Hunter przyciągały muzyką, jedzeniem, zabawą i alkoholem. Na podstawie naszych doświadczeń możemy na nocny wypad polecić zwłaszcza Beaumont St. Jednak nie oczekujcie zbyt wiele, to lokalna uliczka w średniej wielkości mieście.



My postawiliśmy na Beaumont St :)
W wolnym tłumaczeniu - Wódka może nie być odpowiedzią, ale warto strzelić po szczeniaczku...
 Graj Cyganie graj!
Beamount St przekonało nas swoim kolorytem i przekazem...

Z rana obudził nas deszcz, szybko skreśliliśmy z planu dnia plaże i udaliśmy się na zarekomendowany nam chwilę wcześniej Food Market. Umówmy się, to żadna wielka atrakcja, ale woleliśmy to niż siedzenie w domu. Na lokalnym rynku spożywczym spotkaliśmy między wieloma lokalsami także azjatów serwujących przysmaki rodzimej kuchni, pszczelarza z Niemiec (kontekst historyczny zaczyna ważyć na moim postrzeganiu tej nacji) oraz kupującą warzywa, miłą Polkę ze Świnoujścia. Newcastle mimo, że nie jest wielkim ośrodkiem biznesowym, jest nadal bardzo wielonarodowym tyglem. W sumie nie powinno być w tym nic dziwnego. Miasto jest w jakimś stopniu zapleczem kadrowym także dla Sydney. Ze względu na znacznie niższe koszty nieruchomości  i wcale niezłą jakość życia, wiele osób osiedla się tutaj, pracując zdalnie lub dojeżdżając do Sydney na dwa-trzy dni w tygodniu.

 Jedzenie z Food Trucka na Food Markecie. W rap muzyce stawiamy na East Coast... w jedzeniu na Notoriousa P.I.G :-)
 Food market to w zasadzie zwykły targ, coś jak giełda na Żeraniu. W żadnym wypadku nie jest to lans jak w przypadku żoliborsko-mokotowskich targów śniadaniowych.

My mieliśmy szczęście przez te trzy dni naszego pobytu pomieszkać w wiktoriańskim domu w centrum miasta. Wszędzie mieliśmy blisko. Zaczęliśmy naszą podróż po mieście od najbardziej atrakcyjnego turystycznie nabrzeża Queens Wharf, które powstało w latach 80tych XX wieku w związku z obchodami dwusetlecia miasta. Promenada ma raczej lokalny charakter i jeśli będziecie pamiętać, że miasto ma rodowód przemysłowy, raczej Was nie zawiedzie. Przypuszczam, że w lato dodatkowo tętni życiem co może tylko wpływać na jej atrakcyjność.

 Zabudowania przy Quuens Wharf
 Widok z Queens Wharf w kierunku latarni Nobbys

Spacerując promenadą w końcu dojdziecie do latarni Nobbys, która znajduje się na końcu długiego półwyspu.

Latarnia i plaża Nobbys 

Stąd zobaczycie także plażę o tej samej nazwie i fort Scratchley (czyt. Skraczli), który góruje nad miastem mniej więcej od lat 80tych XIX wieku. Fort został wzniesiony w celu obrony miasta przed Rosjanami, których mogłyby przyciągnąć tu bogactwa naturalne regionu. Od tamtego czasu fort trwał w gotowości bojowej, ale ogień otworzono z niego dopiero "na przywitanie" Japończyków w czasie II wojny światowej. Nie jestem pewien dalszych losów fortu. Wiem natomiast, że dnia 11 czerwca 2018 roku działa przemówiły ponownie. Tego dnia Bruno na wejściu do fortu zażyczył sobie strzelać z tutejszych armat. Pan w mundurze spokojnie odpowiedział nam, że nie ma problemu, ale lepiej by było gdyby Bruno jeszcze trochę podrósł. Wszystko zbyliśmy śmiechem, ale ku naszemu niemałemu zdziwieniu, kilka minut później oddawano salwy z wszystkich dział zainstalowanych w forcie (włącznie z działami 150mm). Zrobiło to wrażanie na każdym z nas. Mimo upływu czasu Bruno do dziś pamięta to wydarzenie dosyć dobrze i Newcastle kojarzy mu się głównie z armatami :-). A ponieważ działo się to wszystko w dniu urodzin Królowej (obecnie Elżbiety II), który w całej Australii jest dniem wolnym od pracy, początkowo myśleliśmy, że to element świątecznych obchodów.
Jak się później okazało, salwy armatnie w Newcastle oddawane są każdego dnia, dokładnie o godzinie 13stej. Jest to element kultywowanego do dziś zwyczaju, który w dawnych czasach służył kapitanom statków do synchronizowania instrumentów nawigacyjnych.

 Obchody dnia Królowej

 uroczyste salwy z dział 150mm

Działa kaliber 150mm


 Salwa z działka 40mm
W mieście jest jeszcze jedno miejsce warte odwiedzenia. Strzelecki lookout to malownicza trasa widokowa nazwana na cześć polskiego odkrywcy. Chodnik i platformy widokowe poprowadzono na samej krawędzi wybrzeża klifowego, z którego rozciąga się piękny widok na Ocean. To jedno z tych ciągle licznych miejsc w Australii, w którym możemy poczuć się dumni z dokonań naszego niezbyt znanego w kraju rodaka.



  
 Ocean robi robotę nawet w taki dzień jak ten...
 
Strzelecki Lookout

Zdecydowanie polecamy Newcastle na weekend.

Newcastle. Galeria Foto.

wtorek, 18 września 2018

Central Coast - na północ od Sydney

The Entrance to główna miejscowość regionu nazywanego Central Coast znajdującego się nieco ponad godzinę jazdy samochodem na północ od Sydney. Jest to charakterystyczny punkt na trasie drogi A49. Przejeżdżając przez Entrance zwrócicie na to miejsce na pewno uwagę ponieważ miasteczko zajmuje obszar ziemi ograniczony z trzech stron wodą. Dzieje się tak ponieważ Entrance to nie tylko nazwa samej miejscowości, ale także kanał biegnący wzdłuż jej północnej granicy. Kanał ten jest wejściem (stąd nazwa Entrance) jeziora Tuggerah Lakes, zamykającego miejscowość od zachodu do Oceanu flankującego miasteczko od wschodu.

 The Entrance, kanał z widokiem na most (w stronę jeziora)
 
 Płycizna kanału i pogłębiarka
 
 Wyjście na Ocean
Wyjście na parking...

The Entrance jest wśród sydnejczyków popularnym miejscem do spędzenia niezbyt obciążających budżet wakacji, miłych weekednów czy po prostu miejscem wypadowym na jednodniowy odpoczynek. Taki stan rzeczy utrzymuje się od roku 1885, czyli od momentu, gdy w mieście powstał pierwszy pensjonat. 

A skoro w Sydney wiosna zaczęła się na dobre i temperatury sięgają już nieśmiało 30stu stopni, w ostatni weekend uroki miejsca sprawdzaliśmy także i my.

Wybierając się do Central Coast warto zarezerwować sobie jeden z noclegów z "Waterfront" w nazwie. My wybraliśmy nocleg Two Shores nad samym brzegiem jeziora Tuggerah... I był to strzał w dziesiątkę.
 Witaj nowy dniu
 Witaj jeziorze
 Witajcie floro i fauno...
 Hip! hip! Two Shores!

 Lake boarding
 Mazury
a może Lake Tuggerah (tu by night)

Będąc w Entrance za dnia, warto pokręcić się trochę po mieście, pospacerować nad Oceanem i odwiedzić okolice samego kanału. To rozrywkowe centrum tego miasteczka. Można tam w miarę przyzwoicie zjeść, posiedzieć w jednym z barów, pogapić się na wędkarzy, odpoczywających mieszkańców, turystów, wesołe (ale raczej z nazwy) miasteczko i... Pelikany. Dużo Pelikanów...
W jednym z lokalnych barów... Kultura dawania napiwków w Australii (podobnie jak w Polsce) praktycznie nie istnieje.
Wesołe miasteczko w The Entrance
 
W 1999 r. Nabrzeże The Entrance zostało nazwane przez Wyong Shire Council "Pelikanową stolicą Australii". Ta samozwańcza deklaracja zbiegła się w czasie z otwarciem platformy do karmienia pelikanów, która wybudowano w ramach przebudowy tutejszego nabrzeża. Ponoć rytuał karmienia Pelikanów (który odbywa się codziennie o godzinie 15.30) przyciąga rocznie około 20 000 gości.






Ciekawostki:

W miejscowości Entrance znajduje sie szkoła do, której w młodości uczęszczała Natalie Imbruglia. Jeśli nie wiecie któż zacz to nie sprawdzajcie... i tak nie zapamiętacie.

W 2006 roku lokalne kino zyskało (równie lokalny rozgłos) po tym jak właściciel odmówił wyświetlania filmu Kod Leonarda da Vinci. Właściciel motywował swoją decyzję niezgodnością treści filmu ze swoimi przekonaniami. Szanuję, choć nie do końca rozumiem. W dzisiejszych czasach rzeczywiście na takie gesty trzeba mieć sporą odwagę. 

EDIT 24.09.2018: Okazało się dziś, że w Polsce w roku 2018 mamy podobny przypadek. W roli lokalnego The Entrance występuje Ostrołęka.

Aby uczcić początek letniego sezonu turystycznego, odbywającego się tradycyjnie w pierwszy pełny weekend grudnia, The Entrance organizuje doroczny festiwal Mardi Gras. Pierwszy Mardi Gras w Entrance odbył się w 1950 roku i jako taki jest jednym z najstarszych festiwali miejskich w Nowej Południowej Walii. Mardi Gras to najważniejsze wydarzenie w mieście w całym roku kalendarzowym. Na Mardi Gras składa się szereg wydarzeń, w tym: zabawy, koncerty, pokazy sztucznych ogni i najważniejsze wydarzenie czyli parada. Parada, w której biorą udział przedstawiciele sportowych, społecznych i komercyjnych organizacji z całego regionu.

Odwiedzając Central Coast na weekend warto wybrać się także na przejażdzkę by zobaczyć takie miejsca jak:

- Norah Head Lighthouse. Jest to ponad stuletnia latarnia morska malowniczo położona nad brzegiem Pacyfiku. Warto przez chwilę popatrzeć z klifu na Ocean, zwłaszcza wtedy gdy w dole na wodzie lokalni surferzy maja używanie. 

 Norah Head Lighthouse. Rok budowy 1903

- kameralną plażę Budgewoi Beach, o której pisałem już wcześniej (naprawdę fajne miejsce). Ostatnio zaskoczyła nas piękną tęczą nad powierzchnią Oceanu.
 Budgewoi Beach - Lato 2018

 Zima 2018 na Budgewoi Beach

- Cave Beach. Nieco dalej na północ. Jak nazwa wskazuje jest to plaża z jaskinią. Nie tak malownicza jak plaża w Jervis Bay, ale sama jaskinia jest dużo ciekawsza. Jaskinia jest łatwo dostępna w czasie odpływu, można do niej wejść i przejść korytarzem pod jęzorem klifu na drugą jego stronę i znaleźć się na zupełnie innej, kameralnej plażyczce. 

 The Cave




 Druga strona Klifu


 Cave Beach

- Morriset Kangaroo point (o którym również już pisałem). Tym razem przestrzegę Was przed nazbytnim spoufalaniem się z dzikimi zwierzętami. Bylem naocznym świadkiem ataku kangura, który odbył się w klasyczny dla tego zwierzęcia sposób. Doskok, pazury wbite w klatkę piersiową, wyskok z tylnych nóg i uderzenie nimi z pełną siłą w brzuch ofiary. Tym razem ofiara wyszła z potyczki cało, ale nie wyglądało na to, żeby miała wielkie szanse na jakąkolwiek obronę, gdyby kangur ostatecznie nie odpuścił. 
P.s. Zaatakowaną osobą był turysta z Polski. Generalnie uważajcie.
 Spostrzegawczy zobaczą nogę młodego kangura...

 Ogólnie kangury to dosyć przyjazne zwierzęta, ale miejcie się na baczności. Kangur czyha!

Pozdrawiamy