wtorek, 23 października 2018

Motorem po Old Pacific Highway

W sierpniu 2018 wypadła dziesiąta rocznica odkąd zaczął się legalny rozdział mojej przygody z dwoma kołami (kilka miesięcy wcześniej, w roku 2008 kupiłem swój pierwszy motor, ale poruszałem się nim wówczas nielegalnie po ulicach San Francisco). Tak się szczęśliwie złożyło, że swoje pierwsze motocyklowe kroki stawiałem na kalifornijskiej Highway Number 1 czyli na legendarnym Big Sur - jednej z najładniejszych tras jakimi do tej pory miałem okazję jeździć. Nie mogłem sobie odpuścić takiej rocznicy. W roku 2018 chciałem powrócić do tamtych chwil. Dziś rolę czerwonego BMW F650 GS odgrywa czarne BMW 1200GS, legendarną Pacyfikę zastępuje Old Pacific Highway, ale pogoda, entuzjazm i radość z jazdy pozostają wciąż te same 😊

"The Old Road" jak ją nazywają ci, którzy traktują ten kawałek asfaltu jako coś więcej niż budowlę z towarzyszącymi obiektami inżynierskimi była przez długi czas jedyną drogą łączącą Sydney z Newcastle. The Old Pacific Highway pełniła samodzielnie tą funkcję do czasu wybudowania autostrady M1, o której pisałem trzy posty wcześniej. Od tego czasu "The Old Road" zdecydowanie straciła na znaczeniu dla ruchu tranzytowego. Dziś nieco zapomniana, wijąc się wśród pagórków i wzniesień podążą śladem swojej większej siostry przyciągając każdego dnia motocyklistów z miast i miasteczek leżących w jej sąsiedztwie. Nie mam wątpliwości, dla entuzjastów dwóch kółek wraz z otwarciem nowej autostrady, przechodząca na emeryturą The Old Pacific Highway narodziła się na nowo :-) i to jest bardzo dobra wiadomość!

The Old Road jest perfekcyjnym miejscem na przedpołudniowo-weekendowy wyskok. Przez wielu uznawana jest za jedną z najatrakcyjniejszych tras motocyklowych w całym New South Wales. Nie wiem czy to prawda, ale na pewno jest atrakcyjna i stosunkowo łatwo dostępna dla kogoś kto nie ma zbyt wiele czasu na długie podróże motocyklem. Z samego centrum Sydney dostaniesz się tutaj w około godzinę. Dla mnie zabawa z nią zaczyna się już gdzieś w okolicach Hornsby, ale znawcy tematu twierdzą, że tak naprawdę zaczyna się ona na wysokości restauracji Pie in the Sky Cafe, tuż obok Cowan. Tu ponoć zawsze można spotkać dziesiątki motorów, niezależnie od pogody i dnia.

 Old Pacific Highway - Dojazd do mostu w Mooney Mooney 

Co możecie zobaczyć na pierwszym filmiku, trasa od tego miejsca wije się między skałami do samego mostu na rzece w okolicach Mooney Mooney. Następnie przechodzi przez inne popularne miejsce - The Old Road Cafe - i prowadzi dalej w kierunku Gosford. Odcinek od mostu i dojazd do The Old Road Cafe jest pokazany z kolei na drugim filmiku poniżej.

Old Pacific Highway - dojazd do The Old Road Cafe

The Old Pacific Highway nie jest szczególnie trudną technicznie trasą, ale profil zakrętów potrafi zaskoczyć i dlatego najlepiej jest ją pokonać we własnym tempie nie sugerując się innymi motocyklistami. Ja postanowiłem skupić się na podziwianiu pięknych krajobrazów i jeśli nie znasz każdego z zakrętów jak własnej kieszeni, Tobie również polecam to samo...

Jak już sygnalizowałem "The Old Road" wije się pod, nad i wzdłuż autostrady M1, oferując za każdym razem ciekawszą i bardziej malowniczą alternatywę dla szybszej, ale bardziej monotonnej podróży eMką (dziwnie to brzmi dla entuzjasty bawarskiej motoryzacji :-)). Jest na niej w zasadzie wszystko czego potrzebujesz na sobotnie moto-przedpołudnie. Są tu mosty, wiadukty, szybkie proste i ostre wiraże, tutaj piękne widoki mieszają się malowniczo z zapachem otaczającego lasu, nie tak odległej rzeki Hawkesbury i zapachem nawijanej na asfalt gumy. Naprawdę można się na chwilę zapomnieć.

Trasa nie jest niestety specjalnie długa. Część widokowa to niecałe 50 km, jednak dla weekendowych entuzjastów to wystarczająco dużo, a do tego zostawia spory margines czasu na kawę, śniadanie i trochę towarzyskiego bla-bla-bla. Ja ani kaw, ani motocyklowego story tellingu jednak nie mam w zwyczaju, tego dnia postanowiłem raczej posłuchać... posłuchać gangu dwucylindrowego, bawarskiego boksera. Tam gdzie poradniki sugerują zawracać, ja odkręciłem manetkę i pojechałem dalej... Ajjjj.
 



 
The Old Road Cafe jest zawsze gościnna dla motocyklistów.
Kolejna z motocyklowych knajpek po trasie...

 
Entuzjazmem powodowany zafundowałem sobie kilka selfi strzałów...

 Old Pacific Highway to dla mnie jednak za mało. Jak masz trochę czasu wskocz na M1 i pociągnij do Hunter Valley.
 Z Toronto do Sydney drogą lądową? Da się!

Don't mess around

Bohater pierwszego planu "Tłelf handred Dżi-Es" - czyli klasyk, dla mnie po prostu rewelacyjny. Mimo wagi i rozmiaru w prowadzeniu łatwiejszy niż wiele mniejszych konstrukcji. Cała ta elektronika, moc i sposób w jaki się prowadzi tworzą idealną mieszankę. Jednak pamiętajcie, nie jest to opinia obiektywnego motocyklisty. Musicie wiedzieć, że przez dziesięć ostatnich lat jeździłem tylko motorami marki BMW, a żeby być bardziej precyzyjnym, tylko serii GS.

Uwaga: Pamiętajcie, że wcale nie potrzeba najnowszego sprzętu i wielkich wypraw, żeby mieć radość z jazdy na motocyklu. Sprawdziłem to na sobie. To jest w tym wszystkim najfajniejsze.

Tu z pozdrowieniami dla kolegi, który niezbyt szczęśliwie ulokował swoje moto uczucia :-) No nic, miłość jak mówią nie wybiera... 😜

Uwaga: Jest to 100tny post w ramach projektu N-2-C. Z tej okazji pozdrawiam Wszystkich Czytaczy!


poniedziałek, 15 października 2018

Królowie życia nie noszą pozłacanych koron


„Drogie zegarki odmierzają czas tak jak tanie
Ale łatwiej mierzyć nimi dobre chwile

To nie żadne do finału odliczanie

Sprawdzam czas, by zobaczyć ile już przeżyłem.

Skarbie, jeśli chcesz iść ze mną dalej

To pokaż czy masz dobre buty - tylko tyle

Nie zatrzymamy się prędko, ale...

Można latami szukać, gdzie jest ścieżka
Czysta prawda ja idę ją wydeptać.
Nigdy bym nie chciał, dojść do takiego miejsca
Żebym się poczuł, że doszedłem i zaprzestać.
Znów jeżdżę lepszą furą, lepiej mieszkam
Ale to szybsza bieżnia, nie wyższa poprzeczka
Nie zakocham się w banknotach i cyferkach
To wiąże ręce, zamiast otwierać serca
Małe fiuty odbijają się w lakierkach 
Wszystkich tych, co na pokaz lubią błyszczeć
Ja nie płaczę, że zostałem w samych szelkach
Znów przy tranzytach pogubili mi walizkę (...)
Cały świat, jest naszym domem 
Żeby istnieć, żeby rozświetlić drogę styknie iskra”
My tu mamy dzisiaj pełną zapalniczkę.

P.E.B.A

Słowa piosenki „Rób to w co wierzysz”, autor: Wojtek „Sokół” Sosnowski

piątek, 5 października 2018

Hunter Valley - kraina winnic na wschód od Newcastle



Tytuł alternatywny - Żołnierze czasu P 

Siedzieliśmy razem na tarasie, już dobrze zmierzchało. Butelka niezbyt wyszukanej, dwunastoletniej whisky, całkiem szybko dobiegała do końca... patrzyliśmy przed siebie podziwiając płaską jak stół powierzchnię jeziora.
-         W ogóle podążasz ciekawym szlakiem. Zagaiłem. Znowu spotykamy się w winiarskim raju...
-         Nigdy tak o tym nie myślałem, odpowiedział bez wysiłku
-         Ja też nie myślałem, że się jeszcze kiedyś spotkamy
-         Nie warto myśleć - uśmiechnął się i podniósł szklaneczkę w geście toastu
-         Podniosłem i ja, odwzajemniając gest uśmiechem
Usta wypełnił dobrze znany smak, wgapiałem się w linię horyzontu, na której świeciły światła jakiegoś miasta... Uwielbiam ten smak, cieszy mnie ten wieczór i to miejsce – skonstatowałem tą myśl malutkim łykiem. Pustą szklankę odstawiłem na stolik...
-         Nie uwierzyłbym też, że dziennikarz może tak sprawnie poruszać się z bronią. Wypaliłem bez zastanowienia.
-         nie jestem dziennikarzem, odpowiedział spokojnie, ale ten spokój kosztował go chwilę na pozbieranie emocji… niezbyt długą chwilę. Dla kogoś z boku zupełnie nieistotną. Zaimponował mi.
-         Ok, informatyk po dziennikarstwie - odpowiedziałem. Nastąpiła cisza. Kłopotliwa cisza. Pomyślałem, że może nie powinienem iść teraz tą drogą, ale nie było już odwrotu. Powietrze było gorące a tafla wody nawet na chwilę nie drgnęła. W oddali grały cykady.
-         Po chwili spokojnie obrócił się w leżaku, wziął ze stołu butelkę w rękę, odwrócił się w moim kierunku, skierował szyjkę ku mojej szklance i zawisł w bezruchu w oczekującym geście. Odwróciłem się i ja, podsunąłem szklankę bliżej butelki, podniosłem wzrok a on patrząc mi prosto w oczy spokojnie powiedział.
-         Tylko ty nie uwierz przypadkiem, ze jesteś inżynierem
-         Trzymając szklankę próbowałem zachować ten sam wyraz twarzy. Byłem na to przygotowany, ale wydaje mi się, w zasadzie jestem pewien, że nie udało mi się. Czułem, że na ułamek sekundy straciłem kontrolę nad sytuacją.
Napełnił szklaneczki, zakręcił butelkę i odstawił ją z powrotem na stole. Wydaje mi się, że wyczuł ten moment. W jednej chwili rozluźnił się, jakby zeszło z niego ciśnienie, które przed chwilą w niespodziewanych okolicznościach narosło. Zachował się trochę jak bokser, który zaskoczony śmiałą postawą oponenta, nagle przeszedł do kontrataku. Kontrataku, którym posłał przeciwnika na deski a teraz bez satysfakcji, obojętnym wyrazem twarzy pyta „i po co ci to było?”.
Rozsiedliśmy się z powrotem w leżakach. Patrzyliśmy przed siebie. Cisza była naprawdę kłopotliwa. Taka którą za wszelką cenę chcesz przeciąć czymkolwiek. Przesączałem alkohol między językiem a podniebieniem tak powoli jak to tylko możliwe-musiałem czymś zająć myśli. Sekundy rozciągały się w minuty, minuty jak mi się wydawało w godziny, ale nikt tego uwierajacego ze wszystkich stron milczenia nie przerwał. Nikt już już nic tej nocy nie powiedział. Taka w tym fachu była najważniejsza zasada. Wtedy pomyślałem po raz pierwszy, że uczyli nas jej ci sami ludzie...

Patrzyłem przed siebie dłuższą chwilę, po czym podniosłem szklaneczkę do góry, przymknąłem oko, wyrównałem linię trunku w szkalnce z linią horyzontu. Utrzymując dwie linie przez moment w idealnej równowadze powoli, bez pośpiechu, tak jakbym ściągał język spustowy na chwilę przed oddaniem strzału... wypaliłem
- Na zdrowie.
Z leżaka obok odpowiedział mi głosem spokojnym jak tafla jeziora na które patrzyliśmy
– Na zdrowie.
Potem była jeszcze jedna szklaneczka i następna. Potem pijana noc i nietrzeźwy poranek. 

Po śniadaniu wyruszyliśmy do Hunter Valley, do Cessnock, do winnicy Pepper Tree, do Cheese factory. Szklaneczką Sauvignion Blanck podnieśliśmy toast za stare czasy i za tych, których z nami dzisiaj nie było. Wspominaliśmy Sonomę, Napę, pustynie Nevady i Arizony. Zupełnie tak jakby nigdy nic się nie stało, tak jakby ta wczorajsza rozmowa wcale nie miała miejsca... Nigdy pózniej nie zadałem już tego pytania. Potem w Hamburgu dostałem smsa, że już nigdy nie zadam.


P.s. Jeśli chcecie odwiedzić Hunter Valley, zróbcie tak jak my. Pojedźcie do
Hunter Valley Visitor Information Centre i tam Wam wszystko powiedzą…