niedziela, 31 grudnia 2017

Szczęśliwego Nowego Roku 2018!

W tym nadchodzącym roku życzymy Wam niezmiennie wiele zdrowia i zapału niezbędnego do realizacji Waszych życiowych planów. Patrząc z perspektywy Federation Square w Melbourne na to wszystko co wydarzyło się przez ostatni rok (krótszy dla nas o 10 godzin), muszę też dodać - nie bójcie się (zmian).


Pozdrawiamy N2C :)

wtorek, 26 grudnia 2017

Rolex Sydney Hobart Yacht Race 2017. Sydney.

Oficjalne logo Regat 2017

Australia obok kangurów i bumerangów kojarzy mi się przede wszystkim z regatami Sydney-Hobart. To dla mnie jeden z pierwszych smaków dzieciństwa. Pamiętam doskonale relacje z tego wydarzenia w studio sport po dzienniku/ wiadomościach. Kiedy mówię o tym znajomym, którzy tu mieszkają nie kryją zdziwienia tym, że sława tego rejsu docierała także do komunistycznej Polski i że od dłuższego czasu wykazuję ponad standardowe zainteresowanie tym wydarzeniem. Nadal nie mogę uwierzyć, że mogę być tak blisko tego dla mnie legendarnego wydarzenia. Od wczoraj jestem podekscytowany, dziś kiedy w końcu docieramy do Watsons Bay jestem już mocno całym wydarzeniem podniecony. O 13.00 (EADT) wystrzał z armaty daje sygnał załogom do startu. My go co prawda nie słyszymy, ale widzimy, że cała wrzawa wyścigowych Łodzi przesuwa się w jednej chwili w naszą stronę. Największe Łodzie ruszają ku wyjściu na Ocean jako pierwsze. Za nimi podążają nieco mniejsze, koniec stawki zamykają te najmniejsze. Wszystkie prawie bez wyjątku z kompozytowymi żaglami w różnych odcieniach grafitu. Przy obydwu brzegach zatoki Port Jackson towarzyszy im wianuszek białych Łodzi motorowych, w których kibice odprowadzają załogi w pełne morze. Nad głowami wiszą helikoptery (naliczyłem 11), których silniki tylko podgrzewają atmosferę. Całość wygląda majestatycznie. Największe łodzie prężą swoje grafitowe żagle sunąc dostojnie środkiem zatoki niczym ogromne wieloryby otoczone ławicami motorowej drobnicy. Kiedy patrzę na załogi i łodzie, bez wyjątku podziwiam rodzaj ludzki. Kiedy łodzie wychodzą w morze wiem, że jestem uzależniony od adrenaliny. Kiedy podczas rozmowy z przygodnie spotkanymi Polkami widzę dumę w ich oczach gdy oznajmiają mi, że są córkami jednego z członków załogi - coś we mnie w jednej chwili uderza. Gdy w obiektywie widzę polską banderę również i ja czuję dumę. Kiedy uzmysławiam sobie, że też bym tak chciał, zaczynam bać się własnych marzeń...

Jeśli nie macie swoich faworytów, polecam kibicować polskiej załodze na łodzi o nazwie Weddell i numerze bocznym 102. Ta kewlarowo-karbonowa konstrukcja jest profesjonalnym jachtem regatowym, na jakim nie startowała jeszcze żadna z polskich załóg. Trzymajcie kciuki!
Tutaj możecie śledzić aktualne położenie poszczególnych załóg i bieżący ranking.

 Polska załoga na łodzi Weddell

Post dedykuję Zbyszkowi i Kaśce K.r.sak.
Pozdrawiam Grzesia Chac.i.skiego

niedziela, 24 grudnia 2017

Brisbane to Cairns. Podsumowanie

Trasa: Brisbane - Port Douglas - Cairns
Ilość kilometrów: 2550km
Koszty paliwa: około 350-370AUD przy koszcie litra paliwa na poziomie 1.4 AUD i jadąc Toyotą Estimą - Campervan 98
Koszty kampingu: Średnio 40 AUD za nocleg - zazwyczaj w bardzo przyzwoitych warunkach

 Nasza podróż w skali Queensland

Nasza podróż w skali kontynentu.

Co warto zobaczyć po drodze? Moim zdaniem miejscowości takie jak: Noosa, Agnes Water, Town of 1770, Cape Hillsborough, Airlie Beach, wyspę Whitsunday Island, wodospad Wallaman Fall (prawdopodobnie), Wielką Rafę Koralową i Port Douglas
Co trzeba zobaczyć: Cape Hillsborough, Airlie Beach, Whitsunday Island, Port Douglas

Powszechnie uznaje się, że podróż campervanem z Brisbane do Cairns to jedna z najciekawszych i najpopularniejszych tras do zrobienia na kontynencie australijskim. Na jej pokonanie trzeba przewidzieć jednak co najmniej dwa tygodnie, aby móc w miarę powierzchownie zrozumieć ten kawałek świata. A co jeśli nie mamy tyle czasu?
Jeśli macie tydzień, zaproponowałbym przylot do Brisbane, tutaj spędziłbym dwie noce, po czym udałbym się samolotem do miejscowości Mackay i stamtąd ruszył do Cape Hillsborough, Airlie Beach oraz na wyspę Whitsunday Island.
Jeśli macie czasu jeszcze mniej, np. cztery dni, to poleciłbym taki plan podróży: Przylot do Mackay i stąd transfer do Cape Hillsboroug, Airlie Beach i na Whitsunday Island - moim zdaniem jest to esencja Queenslandu skupiona na nie tak znowu wielkiej przestrzeni.
Jeśli zdecydujecie się odwiedzić Cairns (do czego gorąco zachęcam) to spróbujcie też odwiedzić Port Douglas.
Jeśli szukacie centrum nurkowego, z którym można wypłynąć na rafę, polecam Tusa Dive Centre w samym centrum Cairns. Słyszałem o nim wiele pozytywnych opinii i sam taką rozpowszechniam.
Co warto zabrać jadąc camperem: kremy przeciwsłoneczne, okrycie głowy, okulary przeciwsłoneczne, woda (dużo wody), latarki (najlepiej z karabińczykami i czołówki), multitoole, ładowarki, jeszcze raz ładowarki, power banki, mapa papierowa rejonu (nie zawsze będziecie w zasięgu sieć GSM). Filtr czerwony (podwodny) jeśli zamierzacie kręcić rafę pod wodą (ja nie miałem co widać) + filtr polaryzacyjny na powierzchni (tu już przygotowany jestem lepiej).
Przydatne aplikacje: WikiCamps Ausstralia, Google Maps (obecnie niezbędna)
My jechaliśmy najtańszym z dostępnych Vanów i daliśmy radę. Jeśli macie wątpliwości czy Spaceship daje radę to odpowiadam - daje.

Życzymy udanych podróży w 2018 roku!

piątek, 22 grudnia 2017

Brisbane to Cairns. Port Douglas. Dzień 14 i 15. Powrót.

Dzień kalendarzowy: 22-23.09.2017
Miejscowość początkowa: Port Douglas
Miejscowość docelowa: Cairns
Miejscowości po drodze: Widokowa trasa między Port Douglas a Cairns.
Stan licznika na początku dnia: 502356km
Stan licznika na koniec dnia: 502448km
Dystans przebyty samochodem: 92km
Dystans całkowity: 2550km
Tankowanie: było, ale nie pomnę ile
Inne środki transportu: Samolot i taxi i jesteśmy w domu :-)




Port Douglas to dla nas poranne lenistwo po wyspaniu się w łóżku :-) Jemy śniadanie, którego nie musimy sami sobie przygotowywać i przez chwilę krzątamy się po ośrodku. W końcu wychodzimy na miasto....jest pięknie.
Po drodze nad wodę mijamy mokradła, które są siedzibą tutejszych krokodyli. Z uwagą wypatrujemy czy jakiś zaszczyci nas swoją obecnością, ale krokodyle są leniwe i gdy nie są głodne nie tracą energii na głupoty...
Idąc bez celu trafiamy po drodze do Hemingway Brewery i w klimacie mocno wakacyjnym spożywam bardzo dobrego pilznera warzonego w lokal browarze (polecam). Przez chwilę Bruno obserwuje manewry kolejki wąskotorowej, która przy browarze ma swoją stację końcową. Lokomotywa manewrując trąbi co chwila na Bruna życzenie i ku jego uciesze.
W Port Douglas polecam wszystko co tam widzieliśmy. Plaża przy kościele St.Marys by the See (za ołtarzem okno z widokiem na Ocean!), plac zabaw chwilę dalej z kapitalny widokiem na wodę, główną ulicę miasta z knajpkami i usługami oraz bez wyjątku wszystkie punkty widokowe, które tam odwiedziliśmy... Szczególnie warte polecenia są lookout z widokiem na plażę 4 miles. Zachód Słońca nad lasem palm w tym miejscu jest naprawdę majestatyczny i stanowi jedną z lokalnych atrakcji. W Port Douglas poznajemy też właściciela lokalnego centrum nurkowego, z którym odbywam ponad godzinną rozmowę o nurkowaniu. Gdyby nie Ewa, nasze dzieci poszłyby sobie pewnie w miasto a my byśmy zapewne ten moment przeoczyli… Nurkowanie bywa niebezpieczne także na powierzchni :-)

P.s. Do Port Douglas zwykł przyjeżdżać na wakacje także Prezydent USA – Bill Clinton. Po tym co zobaczyłem w samym mieście i w drodze powrotnej do Cairns wcale mnie ten wybór nie dziwi. W Port Douglas jest po prostu pięknie i bardzo wakacyjnie. Peterowi wysyłam jeszcze wiadomość „Pozdr z drugiej strony równika (Port Douglas)”. Za chwilę dostaję odpowiedź „Ale nas porozrzucało, pozdro z HI”. Kto by o tym co dzieje się dzisiaj, dziesięć lat temu na łodzi Happy Hour w ten sposób pomyślał?

Dziękuję za uwagę.
Pozdr