piątek, 30 listopada 2018

Motoryzacyjna historia kontynentu. Pierwszy Jut produkowany w Australii

Podczas wyprawy motocyklowej do Hunter Valley zajechałem do niedużego, lokalnego browaru a tam zupełnym przypadkiem trafiłem na nowy trop w moim małym motoryzacyjnym śledztwie.

W pierwszym poście o "motoryzacyjnej historii kontynentu" można było przeczytać, że pierwszym australijskim samochodem był produkowany od 1948 roku Holden FX w wersji UTE i sedan. Jest to prawda, ale wymaga z mojej strony doprecyzowania. Nadal najstarszym samochodem wyprodukowanym w Australii jest Holden FX ;-), ale niestety sprawa nieco się kompilkuje, gdy chodzi o seryjnie produkowaną wersję jut. To właśnie samochód na który trafiłem we wspomnianym browarze rości sobie prawo do bycia pierwszym wybudowanym w Australii jutem. Jest to egzemplarz Forda Custom Ute z 1949roku. I tu pojawia się pytanie, jakim cudem samochód z 1949 roku może być starszy od o rok starszego Holdena?

Po dokładniejszym wczytaniu się w hisotirę modelu okazuje się, że może to być możliwe. Ponieważ Holdena FX (oficjalnie nazywanego 48-215) produkowano co prawda od listopada 1948 roku, ale wersję jut zwaną oficjalnie 50-2106 zaczęto produkować dopiero w styczniu 1951 roku.
Wszystko zazcyna się zgadzać...
Początków jutowej sagi należy szukać zatem gdzie indziej niż w annałach historii marki Holden. A więc gdzie? W foyer browaru Potters Hotel Brewery nieopdoal miasteczka Cessnock. Stoi tam odrestaurowany model Forda Custom Ute V8 w kolorze zielonym a tabliczka opisująca ten model głosi co następuje...
1949 Frod Custom Ute
Pierwszy Jut zbudowany w Australii
Single Spinner - silnik V8
Projekt tego samochodu inspirowany był listem napisanym przez parę farmerów wysłanym następnie do Fabryki Forda w Australii. List był w zasadzie prostą prośbą skierowaną do Forda o wyprodukowanie samochodu, który byłby pomocny przy lekkich pracach polowych a także wystarczająco kofortowy do rodzinnych przejażdżek po okolicy i niedzielnego wyjazdu do kościoła. Na taką prośbę inżynier pracujący w fabryce, Lewis Brandt zabrał się do pracy i w kilku prostych szkicach starał się znaleźć formę mogącą sprostać takiemu zapotrzebowaniu. Rezultatem jego prac koncepcyjnych był pojazd, którego przednią część stanowiło nadwozie typu sedan, z lekkim zaokrągleniem tuż za częścią kabinową przechodzącym w skrzynie łądunkową dobrze znaną z samochodów typu pick-up.
Wielu australijczyków uznało ten koncept za klawy pomysł a Ford sukces rynkowy swojego samochodu przekuł w marketingowy slogan nazywajac Forda Ute "Pierwszym pick-upem, który odniósł sukces".
Miej szacunek do tego pojazdu
Proszę nie dotykać 

 Klasyka Jutowego rodzaju. Nadwozie sedna, przechodzące delikatnym zaaokrągleniem za częścią kabinową w zintegrowaną skrzynię ładunkową znaną z samochodów typu pick-up.
Zastanawiałem się nad tym i wyszło mi na to, że są to nierozłączne cechy juta. Syrena R-20 czy Fiat 125 pick-up mogłyby być naszą wersją juta, ale brak im tego charakterystycznego domknięcia kabiny... 
Z drugiej strony nie ma co dzielić włosa na czworo. Nasza polska produkcja w postaci Syrenki i jej transportowa odmiana o wdzięczej nazwie Bosto (Bielski Osobowo-Towarow) ma w sobie wcale nie mniej uroku (zarówno samochód jak i sama nazwa). Tylko historia ta jest nieco krótsza.



 Pierwszy Ute wyprodukowany w Australii.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Cruising Yacht Club of Australia - Home of the Sydney Hobart Yacht Race

The Cruising Yacht Club of Australia (popularnie zwany CYCA), założono w 1944 roku przez kilku zapalonych żeglarzy, którzy by rozwijać swą pasję zaczęli spotykać się nieformalnie w użyczonym do tego celu... studiu fotograficznym w Sydney. W krótkim czasie udało im się w końcu wejść w posiadanie małej przystani w zatoce Rushcutters, a reszta, jak mówią dzisiaj-to już historią.
Klub ten jest dziś znany jako jeden z czołowych australijskich klubów jachtowych i jest uznawany za jednego z liderów wyścigów morskich w tym kraju (wbrew swoim początkom i nazwie, która sugeruje coś zupełnie innego).

Już w roku 1945 jeden z założycieli klubu zaproponował pozostałym kolegom wypłynięcie w rejs, na trasie która uchodziła za niezwykle trudną… W założeniach nie miała to być rywalizacja o charakterze sportowym a raczej inicjatywa towarzyska. Taki był spiritus movens całej wyprawy. Sytuację zmieniła nieco wizyta oficera brytyjskiej Royal Navy – kapitana Johna Illingwortha, który zasugerował, że można by na tej trasie urządzić jednak regaty. Wyścig inauguracyjny obył się w 1945 roku, wzięło w nim udział dziewięć załóg. Od tamtej pory regaty rozrastały się by stać się jednym z trzech najważniejszych wyścigów oceanicznych, na który ściągają jednostki ze wszystkich zakątków globu w tym maxi jachty (długości 60–70 stóp).

Nie było by w tym klubie nic specjalnie wyróżniającego go od innych tego typu miejsc, gdyby nie te dziewięć załóg, które 73 lata temu wypłynęły w morze. To właśnie wtedy narodziła się legenda, która trwa do dziś nieprzerwanie od 1945 roku i to właśnie CYCA od samego początku jest gospodarzem słynnego wyścigu oceanicznego Sydney Hobart Yacht Race. Z tego powodu właśnie, na miesiąc przed startem 74. edycji wyścigu zapraszam Was do odwiedzenia nowej (otwartej 25 października tego roku) siedziby klubu.


Nowo otwarta siedzibie yacht-klubu, oferuje nowoczesne przestrzenie utrzymane w stylu marinistycznym: biura, sklepik, recepcję, bar o nazwie Sydney-Hobart oraz komfortowe sale spotkań i restaurację z tarasem zlokalizowanym nad wodą.
Obecnie klub zrzesza ponad 2700 członków.


Więcej o nowej siedzibie klubu znajdziecie tutaj.


 
Charakterystyczne logo klubu - Flaga reprezentujaca Krzyż Południa.
Tablica upamiętniajaca założycieli klubu.
  
 Nowy budynek i logo klubu
 
Elewacja wejściowa
 
  
 Trofeum regat Sydney-Hobart 
 
Sprawa staje się oczywista już na wejściu. 
CYCA - home of the Rolex Sydney Hobart Yacht Race
 
Lobby Wejściowe
 
A w nim recepcja
 
 Armata z której daje się cp roku sygnał do startu regat
 
 Sklepik klubowy
 
 Stół recepcyjny nie pozostawia złudzeń gdzie jesteś

 
 Klubowa kawiarnia - Cafe44
Bar
  
 i taras...
 
 Jest grubo... i tak chyba ma być w założeniach
 Obiekty CYCA obejmują także marinę zdolną do cumowania jachtów o długości do 30 metrów.
 
 Pamiątki
Karty startowe pierwszych uczestników regat S-H (bez numeru 5)  
 
 i trofea klubowe
 Na piętrze jest jeszcze jeden bar z modelami łodzi na ścianie
Sala kawiarniana baru na piętrze (Hobart)
  
 Marynistyczny detal nowej siedziby klubu
Pozdro

czwartek, 22 listopada 2018

Wiosna w Sydney ma kolor Jacarandy

Jacaranda (dżakaranda) to drzewo, które jak mówi wikipedia: „ma dekoracyjne, drobno podzielone liście, ale najbardziej efektowne jest w czasie kwitnienia z powodu masowego rozwoju dużych, fioletowych kwiatostanów”.


Charakterystyczny "duży, fioletowy kwiatostan"

Jacaranda występuje licznie w różnych zakątkach Sydney. Tu gdzie mieszkamy jest popularna na tyle, że okresu jej zakwitania (trwajacego około 6 tygodni) nie da się po prostu przeoczyć.
 



Te sześć tygodni to okres, w kótrym drzewa gwałtownie wybuchają fioletem, tworząc nad głowami kolorowe baldahimy z kwiatów by mniej więcej w połowie listopada zacząć powoli opadać tworząc na chodnikach i trawnikach dywany kolorowych kwiatów.


Obecnie jesteśmy właśnie na takim etapie...


 
 Całość wygląda bardzo malowniczo.

Post powstał przy współpracy z Ewą (nareszcie!!)

sobota, 17 listopada 2018

Technikalia - never stop exploring

Motocykl to dla mnie jedno z przyjemniejszych narzędzi pomocnych w poznawaniu otaczającego mnie świata. A skoro ostatnio zahaczyłem o motocykle to muszę dodać, że dzięki firmie Procycles miałem okazję testować ostatnio jeden z najnowszych wypustów BMW Motorrad. Chodzi o model 850GS, którego na całym kontynencie jak szacuje dystrybutor jest obecnie może 50 sztuk... Tak, to nie Europa, tu internet, moda i technologie docierają nieco później :-)
Oto jest! Prawie pól roku później niż w Europie, ale nikt tu nie narzeka...

Jak wrażenia?

Po pierwsze: Motor ma fajny, basowy pomruk (myślę, że nawet głębszy niż większy brat)

Po drugie: plus za wszystkie elektroniczne udogodnienia znane z tysiąc dwustetki + quickshiftera. Nie wiem czy to to, ale te współczesne motocykle prowadzi sie w sumie łatwiej niż moją stara 650tkę, w której praca gazem, hamulcem, sprzęgłem wymaga osobistego podejścia i wyczucia.

Po trzecie: Motor jest bardzo żwawy i łatwy w prowadzeniu. Bez nowego silnika, dodatkowych koni i niutonometrów reforma tej sprawdzonej maszyny nie miałaby dalszego sensu. Poza wszystkim konkurencja (KTM i Tiger) a także normy Euro wymusiły tą długo oczekiwaną zmianę. Mam nadzieję, że silnik będzie trwały i łatwy w obsłudze, to ważne zwłaszcza w turystyce motocyklowej.

On top of everything: Keyless system jest moim zdaniem obowiązkowym dodatkiem w podróżnictwie motocyklowym (tak jak kaski szczękowe).
 
Seductive shape
 Seductive look
 
 Mr Happy
 Centrum dowodzenia
 
Lubię kiedy wszystko jest czytelne i na miejscu - tu tak jest.
 i pod ręką... Karbowany pierścień przy przełącznikach to sposób komunikacji  z motocyklem znany z 1200gs
 
Ten komin produkuje przyjemny basowy gang...

Co naturalne, porównać muszę go do 650tki, którą znam najlepiej, ale nie zajmie mi to dużo czasu ponieważ motor ten jest w każdym względzie od niej lepszy. To tyle w temacie porównania do mniejszego brata. Gdy spojrzę natomiast na największego w rodzinie GSa, tutaj sprawa nie jest już taka prosta. Te motocykle są przeznaczone do trchę innych zadań a także osób o trochę innych predyspozycjach fizycznych. I to co będzie dla jednych zaletą w przypadku tysiac dwusetki, okaże się wadą w przypadku osiemsetki. To wynika z natury tych motocykli i działa w dwie strony. Niższą wagę, mniejszy zasięg i moc docenisz w terenie, ale przeklniesz na autsostradzie.  

Po pierwsze: Waga. Osiemsetkę kupuje się po to, żeby wjechać dalej w teren. Ze względu na mniejszą wagę można próbować tym motorem atakować bezdroża nieco odważniej. Tak było w przypadku starej osiemsetki. Wraz z kolejną odsłoną motor utył o ponad 20 kilo i teraz jest lżejszy od „tłelf hanred” tylko o 30kg. To niezbyt duża róznica, żeby dalej skutecznie podpierać się tym argumentem...

Po drugie: Jeśli chcesz robić długie trasy i zabrać naprawdę trochę gratów ze sobą zaczynasz stopniowo dodawać kufry, gmole, dodatkowe oświetlenie, wyższe szyby, wsporniki i... dochodzisz do wniosku, że potrzebujesz dwunastki... Stwierdzasz, że zaczyna brakować ci mocy, motor przestaje się prowadzić tak łatwo jak kiedyś, w terenie z tym wszystkim raczej nie pobrykasz a wagą już dawno przekroczyłeś podstawowego 1200 adventrura...

Po trzecie: BMW twierdzi, że nowy motor wygląda bardziej męsko. Poważnie? KTMy-tak, nowa Africa Twin-tak, Stara osiemsetka wyciosana trzema ciosami z kawałka metalu - tak... Ale 850 jak dla mnie jest narysowany zbyt delikatną kreską (uwaga nie dotyczy ostatnio prezentowanej wersji ADV). To zmusza mnie do poważniejszego zastanowienia się nad kondycją męskości w drugiej dekadzie XXI wieku.

Podsumowując: 850tka, aby skutecznie wypełnić ofertę BMW w klasie GS musi oferować coś innego niż większy brat. Problem w ty, że 1200 wydaje się być da mnie motorem kompletnym. Może ciut za szerokim na ruch miejski, ale to nie moja domena. Gabaryt to jest właśnie ostatnia z rzeczy, którą może przekonać bawarski średniak. Wagą obydwa motory powoli stają się podobne (o zgrozo). Wyposażeniem także coraz mniej się różnią (ale to jest ok). Jedną z drobnych rzeczy, którą bym usprawnił w największym GSie, jest wyświetlacz elektroniczny, od którego (trochę na siłę) mógłby wymagać wyższej czytelności. Tutaj w sumie nie ma probelmów, w 1200 opcjonalnie można zamówić sobie wyświetlacz TFT. Teraz ta opcja jest także dostępna w bawarskiej wadze średniej.  Jest fajnie, jest efekt łoł, wszystko jest czytelne, mamy dostęp do wielu danych, plus całość wygląda efektownie. Ale na koniec trzeba zadać sobie pytanie, czy tego naprawdę potrzebuję? W moim wypadku odpowiadam - Nie. Otóz ja potrzebuję motoru relatywnie prostego i nierzucającego się zbynio (czy naprawdę?) w oczy. Takiego, którym przejedziesz przez las, błoto, deszcz bez strachu o te wszystkie „błyskotki”, takiego którego możesz na noc zostawić pod blokiem na osiedlowej ulicy w Ełku lub na parkingu publicznym gdzieś w Zagórzu. Kto szuka przygód wie, że czasem można je znaleźć tam gdzie niekoniecznie się ich szuka... 
 To co robi największe wrażenie to wyświetlacz TFT i basowy pomruk z seryjnego (!) tłumika.

Bardzo czytelne centrum dowodzenia zdaje egzamin w czasie jazdy.

Werdykt: Dla swoich potrzeb wybieram starą osiemsteką po apgrejdzie oświetlenia lub Ledową „Dwunastkę”... Te ledy są  jednak przydatne :-)

Gdybyście szukali serwisu motocyklowego w rejonie Sydney lub namiarów na wypożyczalnie lub po prostu sklepu z moto szpejem polecam odwiedzić Procycles https://www.procycles.com.au. To tutaj zacumowałem swoje motocyklowe hobby czyniąc z Procycles swój port wypadowy. Już na miejscu poznałem Fernando, z którym jak się niedawno okazało przez pół roku mieszkaliśmy po sąsiedzku w Madrycie (nie znaliśmy się wcześniej) i Maćka (z Polski), który jak twierdzi "zawsze znajdzie miejsce na jakiś rabacik". Maciek zajumje się też odbudową motocykli które prezentuje na swojej stronie internetowej, do odwiedzenia której zachęcam... www.ventusgarage.com 

Pozdro 600... ups sorry 1200!

Pozdrawiam
Piotrek


środa, 14 listopada 2018

West Head i Ku-ring-Gai Chase Ntional Park

Niezłym pomysłem (a może nawet lepszym niż ten) na krótki motocyklowy (ale nie tylko) wypad jest też wycieczka do West Head Lookout, który znajduje się w Parku Narodowym Ku-ring-Gai Chase. Sama trasa wije się malowniczo po lesie, oferuje ciekawy profil, cień :-), niezłe widoki jak również spektakularne widoki w momentach, w których droga zbliża się do wody. 

Sam West Head mimo, że jest niezbyt znaną lokalną atrakcją osobiście uznaję za jedną z ciekawszych wypadowni w bezpośrednim sąsiedztwie Sydney. W samym Parku Narodowym, który znajduje się zaledwie około 25 kilometrów na północ od miasta można po prostu spędzić miło dzień. Jest tu wystarczająco wiele atrakcji dla osób lubiących piesze wycieczki, wędkarzy, kajakarzy, sterników wodnych, motocyklistów, rowerzystów, plażowiczów a także rodzin z dziećmi szukających atrakcyjnie ulokowanych terenów pikinikowych. Miejsce biorąc pod uwagę bliskość metropolii jest po prostu odrealnione. Wąwozy wypełnione eukaliptusowym gąszczem, strumyki porośnięte paprociami, wodospady, kameralne nadmorskie plaże i śpiew egzotycznych ptaków niecałą godzinę drogi od centrum miasta? Momentami można uwierzyć, że jest się w środku podzwrotnikowego buszu a nie na nieco bardziej odległych przedmieściach wielkiej metropolii.


Atrakcje zdecydowanie warte zatrzymania się to moim zdaniem:

  • Illawong Point (świetna widokówka i teren piknikowy),
  • Akuna Bay (klimatyczna przystań jachtowa),
  • Wodospad Upper Gledhill Fall (nie byłem, ale po zdjęciach w sieci wnioskuję że warto)
  • West Head Lookout (spektakularny widok na Palm Beach i zatokę + kilka kameralnych plaż w dole np. West Head Beach, Resolute Beach),
  • Mc Carrs Creek Reserve (fajna piknikownia w ciekawych okolicznościach przyrody).

W związku z tym, że West Head znajduje się na terenie parku Narodowego, należy liczyć się z opłatami za wjazd na teren Parku. Stawki wg aktulanej taryfy.  

West Head lookout 
 Broken Bay
 Ten wąski cypelek to Palm Beach
 Lion Island
 Po lewej wody zatoki Broken Bay,bliżej centrum kadru Barrenjoey Head, po prawej wody zatodki Pittwater
Barrenjoey Head z latarnią na szczycie 

 Barrenjoey Head Lighthouse z bliska
 Najbardziej wytarty punkt w osi kadru to właśnie West head. Barrenjoey head to ten "kilof"po drugiej stronie zatoki.
 

 Illawong Point - Pani w budce poboru opłat za wjazd do parku ma właśnie taki widok z okienka.
 Akuna Bay - marina 
 życie lekkie jak sen...
 
Przykładowa trasa przez Ku-ring-Gai park z zaznaczonymi atrakcjami.
 
  Ku-ring-Gai Chase to kraina tysiąca łodzi... Myślicie, że przesadzam? No to policzcie sami?
 Na tym zdjęciu naliczyłem około 191 łodzi...
A ten kawałek zaznaczony jest na tym zdjeciu czerwonym obszarem. Cała linia brzegowa to wielki mooring. Kliknijcie i zobaczcie sami.