sobota, 28 kwietnia 2018

Port Arthur - Tasmania

Ostatnim miejscem, które chcę Wam pokazać w Tasmanii jest miejscowość Port Arthur. Port Arthur leży na półwyspie Tasmana, około 80 kilometrów na wschód od Hobarth. Miejscowość ta pięknie położona w malowniczej okolicy, niesie jednak ze sobą bagaż traumatycznych historii.

 
 O
Przyjemny lookoucik po drodze do Port Arthur.

 Gdzieś po drodze: Mądrość za 5 złotych z serii "jak żyć? Poradnik dla nastolatków".

 Coś było z prawdy w tych moich wyobrażeniach o Tasmanii. To jest oficjalny znak drogowy.  Diabło-Wapmir Tasmański?

Do Port Arthur ciągnęły mnie dwie sprawy. 

Pierwsza to były zakład karny znany dzisiaj pod nazwą Port Arthur Historic Site. Mam dziwną słabość do tego typu miejsc. Nie odmawiam sobie, gdy w zasięgu pojawia się jakiś legendarny zakład karny. Tak było i tym razem. 

Od wielu już lat przemierzam szlak "Legendarne Penitencjały". Tu Folsom - CA (dawno temu) 

Historia więzienia w Port Arthur sięga 1830 roku, kiedy założono w tym miejscu obóz drwalski, który trzy lata później przemianowano na zakład karny. Transporty więźniów trwały bez mała dwadzieścia lat i zakończono je w roku 1853. Przez te dwadzieścia lat do Port Arthur zesłano około 12000. mężczyzn, którzy, wedle założeń mieli zostać poddani surowej resocjalizacji. Kolonia znana była z surowych środków bezpieczeństwa, a jej położenie utrudniać miało potencjalne ucieczki. Półwysep, na którym znajduje się Port Arthur, jest połączony z lądem przesmykiem zwanym Eaglehawk Neck o szerokości około 30 metrów, na którym wybudowano ogrodzenie strzeżone przez żołnierzy z psami. Celem Port Arthur było "zmienić łotrów w uczciwych ludzi". Jednak metody, którymi się podpierano w drodze do celu, takie jak ostra dyscyplina i surowe kary, a także przymus uczestniczenia w wychowaniu religijnym nie gwarantowały końcowego sukcesu. Wielu skazańców nie wytrzymywało pobytu w Port Arthur dając temu wyraz w najbardziej dramatyczny ze sposób - odbierając sobie życie. Byli też tacy, którzy korzystali z możliwości nauki zawodu. Dostępne dla nich były, między innymi, warsztaty szewskie, stolarskie czy krawieckie. Port Arthur posiadał także własne kuźnie. Wszystkie budynki wybudowano rękami więźniów. Ciekawostką jest drewniany semafor znajdujący się na wzgórzu, którym obsługa obiektu przesyłała sygnały, wzdłuż wybrzeża aż do samego Hobarth.  
Dla mnie jednym z najbardziej uderzających miejsc kompleksu jest izolatka dedykowana najbardziej zbuntowanym skazańcom. Jest to osobny budynek, w którym więźniów trzymano w ścisłej izolacji poddając deprywacji sensorycznej. W całym budynku obowiązywał zakaz mówienia a służba więzienna posługiwała się rodzajem językiem migowym opartego na szeregu znaków. Więźniowie byli przetrzymywani przez wiele miesięcy w ciasnych celach, pozostawieni sami sobie w zupełnej samotności z dręczącymi ich lękami. Rozmowy były ograniczane do absolutnego minimum. Jeżeli skazaniec opuszczał izolatkę, to tylko po uprzednim założeniu specjalnej maski, a podczas obowiązkowych mszy zamykany był w klatce. Miało to służyć ograniczeniu kontaktu z innymi więźniami. Za złamanie obowiązujących reguł, więzień zamykany był o chlebie i wodzie w zupełnej ciemności na czas 30. dni. Także dzisiaj w budynku izolatki panuje cisza. Każdy z odwiedzających może sprawdzić swoją odporność na brak bodźców zewnętrznych w jednej ze specjalnie do tego przygotowanych cel.



Drugą z istotnych spraw, które mnie tu przyciągnęły były wydarzenia, które rozegrały się pewnego niedzielnego popołudnia, w kwietniu 1996 roku. Do dziś ślad tamtych dramatycznych wydarzeń pozostaje obecny w życiu społecznym Australii. 
Tego dnia bowiem 28-letni Martin Bryant z New Town po skończonym posiłku na tarasie kawiarni Broad Arow, zabrał tacę i udał się do środka budynku, aby ją odstawić. Drzwi do kawiarni w ramach uprzejmości otworzyli mu przypadkowo mijani ludzie. Bryant w środku odstawił tacę i położył na stolę torbę z której wyciągnął karabin Colt AR-15, kaliber .223 Remington wyposażony w lunetę i trzydziesto nabojowy magazynek. Bryant, przeładował broń, przystawił karabin do biodra i wycelował lufę w kierunku najbliżej siedzącej pary turystów (jak się później okazało z Malezji). Według relacji świadków i protokołów policyjnych zdarzenia w restauracji przebiegały bardzo szybko i trwały około 15 sekund. Po zabiciu turystów z Malezji napastnik skierował swe kroki do kolejnych stołów zabijając następne ofiary. Dostępne materiały, które widziałem przedstawiają dosyć szczegółowy obraz tych tragicznych wydarzeń. Większość ofiar została zabita z bliskiej odległości świadoma swojego beznadziejnego położenia. Psychopatyczny morderca po zamordowaniu dwunastu osób, spokojnie wyszedł z kawiarni i dalej kontynuował swoje zbrodnicze dzieło. Swoje następne kroki skierował do pobliskiego sklepu z pamiątkami, w którym według podobnego scenariusza dokonywał egzekucji na niczego niespodziewających się turystach. Po około dwóch minutach i oddaniu 29 strzałów w sklepie z pamiątkami, lista ofiar tego tragicznego zdarzenia urosła do 22. zabitych i 12 rannych. Po opuszczeniu sklepu, napastnik skierował swoje kroki w stronę parkingu, na którym znajdowały się autobusy z turystami. Część osób na tym etapie rozwoju wydarzeń zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, część stała się zupełnie nieświadomymi powagi chwili ofiarami. Wydarzenia na parkingu miały nadal charakter egzekucji wykonanej na bezbronnych ofiarach. Napastnik chodząc pomiędzy pojazdami oddawał strzały do przypadkowych ludzi. W między czasie napastnik udał się także do swojego zaparkowanego nieopodal samochodu marki Volvo 244 nr rej. CG-2835 i wydobył z niego karabin samopowtarzalny FN-FAL, kaliber .308. Z samochodu udał się do wnętrza stojącego obok autobusu, w którym dokonał kolejnych egzekucji. Nadal nie niepokojony udał się w kierunku drugiego autobusu, w którym  kontynuował swój zbrodniczy scenariusz. Na tym etapie tragedii, lista ofiar wydłużyła się do 26. zabitych i 18. rannych. Po wydarzeniach na parkingu napastnik postanowił opuścić miejsce zdarzenia. Wsiadł w tym celu do swojego samochodu i odjechał w kierunku wyjazdu z kompleksu. Kawiarnia Broad Arrow leży w miejscu, które jest częścią Port Arthur Historic Site.
Przy wyjeździe z kompleksu napastnik zabił przypadkową kobietę i jej dwie córki. Następnymi ofiarami byli trzej pasażerowie samochodu, którzy zatrzymali się przy kasie bramy wjazdowej do port Arthur Historic Site. Szaleniec zabrał im auto, potem zmusił kierowcę innego samochodu, aby ten wsiadł do bagażnika skradzionego pojazdu, a towarzyszącą mu kobietę zastrzelił. Około godz. 14. napastnik dotarł do pensjonatu Seascape Cottage, i tam podpalił pojazd, którym jechał. Uprowadzonego wcześniej mężczyznę oraz właścicieli owego pensjonatu (starsze małżeństwo) wziął jako zakładników. Na tym etapie rozwoju wydarzeń, ponad 200 policjantów otoczyło pensjonat. Bandyta zażądał helikoptera, jednak w nocy negocjacje z nim zostały przerwane. W poniedziałek następnego dnia ok. godz. 8, morderca podpalił pensjonat wraz z trójką zakładników, po czym, poparzony, opuścił budynek i został ujęty. W wyniku masakry aż 35 osób straciło życie a 23 zostały ranne. Motywacje sprawcy nigdy nie zostały dostatecznie wyjaśnione. Wiadomo, że sprawca nie do końca sprawny emocjonalno-intelektualnie mógł zainspirować się podobnymi wydarzeniami, które miały miejsce zaledwie siedem tygodni wcześniej w szkockim mieście Dunblane. 

Opisane powyżej zdarzenia rozegrały się w dniach 28-29 kwietnia 1996 roku, czyli dokładnie 22 lata temu i do dziś są największą tego typu tragedią w historii Australii. 

Po tym wydarzeniu premier Australii, John Howard, wprowadził szereg  surowych przepisów dotyczących kontroli broni w Australii oraz sformułował ustawę o wprowadzeniu w życie krajowego programu broni palnej z 1996 r., ograniczającą prywatną własność broni bojowej a także wprowadzającą system licencji ograniczających dostęp do posiadania broni palnej. 


Ruiny Broad Arrow wyglądają przygnębiająco a świadomość zdarzeń sprzed dokładnie 22. lat tylko pogłębia to uczucie. Reszta ekipy oszczędziła sobie tych emocji czekając na mnie w budynku przed kompleksem...   
 
Czas na lepszą stronę Port Arthur. 

Po wizycie w Port Arthur Historic Site udaliśmy się dalej na południe na sam koniec półwyspu Tasmana. Remarkable Cave i Maingo Bay Lookout to miejsca zdecydowanie warte polecenia. Stąd można podziwiać charakterystyczne dla Tasmanii formacje skalne (patrz zdjęcie najniżej), które nie powinny być obce tym, którzy śledzili kiedykolwiek relacje z regat Sydney - Hobarth.  
Chwilę przed samym parkingiem, z którego schodzi się w dół do Remarkable Cave jest mała i zupełnie niepozorna plaża, na której wiedzeni jakimś przeczuciem zdecydowaliśmy się jednak zatrzymać. Jeśli kiedykolwiek tam dojedziecie poznacie ją po charakterystycznych muszelkach, w których w każdej bez wyjątku znajduje się mała dziurka. Miejsce jest rewelacyjne. To dziwne, ale urzeka zwykłością w swej niezwykłości. Myślę, że tak może wyglądać Nowa Zelandia, tak właśnie wolę zapamiętać Port Arthur.    

Plaża, która wszystkich nas kupiła...Niby zwyczajna, ale coś w niej jest. 

Charakterystyczne muszelki z plaży w Port Arthur...

Tak kończy się nasza podróż do Tasmanii. Krainy nieco innej niż sam kontynent. Krainy którą zdecydowanie polecam odwiedzić.

środa, 25 kwietnia 2018

Anzac War Memorial - Sydney

Obiecałem rok temu, że pokażę Wam Anzac War Memorial. 
Dzisiaj obchodzimy Anzac Day, więc jest ku temu dobra okazja. 

Anzac War Memorial jest głównym pomnikiem pamięci ofiar wojennych wybudowanym w Sydney. Mówiąc wprost - jest odpowiednikiem naszego pomnika Nieznanego Żołnierza na Placu Piłsudskiego. Zbiórka pieniędzy na pomnik rozpoczęła się 25 kwietnia 1916 roku, czyli w pierwszą rocznicę lądowania Armii Australijskiej i Nowej Zelandii (ANZAC) w Anzac Cove podczas bitwy pod Gallipoli. O tym jednak było już rok temu. Sam monument został zaprojektowany przez Bruce'a Dellita w stylu Art Deco. Wnętrza ozdobiono monumentalnymi reliefami i rzeźbami autorstwa Raynera Hoffa. Mauzoleum oddano do użytku w dniu 24 listopada 1934 roku (ciekawostka: miesiąc wcześniej w Polsce, Prezydent Ignacy Mościcki wydał rozporządzenie o utworzeniu ZUSu). 
Pomnik znajduje się na południowym krańcu Hyde Parku w centralnej dzielnicy biznesowej Sydney i stanowi główny punkt obchodów upamiętniających Dzień Anzac.

 
 Anzac War Memorial-widok od strony Pool of Reflection. 
  Przy samej wodzie często można spotkać Ibisy.
 Nocny widok na AWM i Pool of Reflection.
 Przed wejściem do Anzac War Memorial...
Wnętrza War Anzac Memorial
Centralny punkt zmusza do reflekcji...
Wymowna i zmuszająca do refleksji rzeźba o nazwie "Ofiara" znajduje się na skrzyżowani głównych osi budynku Anzac War Memorial i stanowi jego centrum. Zaprojektowana przez George'a Raynera Hoffa rzeźba przedstawia martwego, młodego wojownika niesionego na jego tarczy przez matkę, siostrę i żonę karmiącą niemowlę. Rzeźba "Ofiara" używa analogii do spartańskiego wojownika, który powraca do swoich bliskich na tarczy. Używa tej analogii w taki sposób, aby w oglądających wywołać emocje podobne do tych doświadczanych przez rodziny młodych mężczyzn, którzy zginęli w Wielkiej Wojnie 1914-18. Moim zdaniem artysta osiąga swój cel. Takiego skłaniającego do refleksji symbolu brakuje mi w naszym Pomniku Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Etos spartańskich mężczyzn wychowywanych od samego dzieciństwa na wojowników, dla mnie jest też odwołaniem do zapomnianych dziś wartości. Ci którzy maszerowali na wojnę wiedzieli, że do domu wracać mogą tylko z tarczą lub na niej. Wobec takiej binarnej rzeczywistości, teraźniejszość, w której wszystko jest wszystkim czyli na dobrą sprawę niczym zmusza mnie do refleksji, że my owszem żyjemy, ale coraz częściej na tarczy.
 

 Yininmadyemi - Thou didst let fall

W okolicy Anzac War Memorial znajduje się też osobliwy pomnik o jeszcze bardziej osobliwej nazwie Yininmadyemi - Thou didst let fall. Nigdy nie podjąłem się próby przeczytania tej nazwy w całości. Sam pomnik to cztery siedmiometrowe pociski i trzy leżące łuski. 
Pociski wzorowane są na brytyjskim naboju karabinowym kaliber .303, standardowej amunicji używanej przez armię brytyjską i australijską w pierwszej i drugiej wojnie światowej. Według dostępnych materiałów, autor pomnika (Tony Albert) postanowił wykorzystać kule w swoim projekcie jako uniwersalny symbol konfliktu i metaforę ludzkiej egzystencji... hmmm, w sumie jak się nad tym zastanawiam to coś w tym z ludzkiej egzystencji jest. Kompozycja pocisków oraz łusek osadzona jest na bazie w kształcie bumerangu. Kształt ten jest nawiązaniem do bumerangów, które niektóre rodziny przekazały wyjeżdżającym żołnierzom, jako symbol nadziei na ich bezpieczny powrót. Ja pamiętam z dzieciństwa, ze bumerangi nie zawsze jednak wracały...
  
Pomnik odsłonięto 31 marca Anno Domini 2015

Addendum: Rok temu posiłkowałem się przepisem na ciastka Anzac znalezionym w sieci. Czułem z tego powodu pewien niedosyt. Czekałem na ten moment cały rok, ale dziś zdobyłem przepis o który pierwotnie mi chodziło. Australijczyk oryginał! Pieczcie i smakujcie!
Smacznego!

piątek, 20 kwietnia 2018

Tasmania Wild Life

W opowieści o Tasmanii nie mogło zabraknąć tego wszystkiego z czym kojarzy się ta wyspą... Dzikiej natury, Wombatów i Diabłów Tasmańskich...

 Tutaj jest naprawdę ładnie...
Są UGGi :-)
 Są lamy
 Strusie...
 Gęsi...
Kozice...
 
Zaraz, zaraz... Wielbłądy?
Jest i on. Diabeł Tasmański w najbardziej dla siebie charakterystycznej pozie!
 
Rarytasik. Albions Wallaby...
 
 I uroczy Wombat.
 
Wspominałem o dwóch miejscach, które chciałbym Wam jeszcze pokazać nim wrócimy do Sydney. Jednym z tych miejsc jest właśnie ZooDoo Wild Life Park. W galerii zdjęć poniżej możecie zobaczyć więcej dzikich osobników zamieszkujacych Tasmanię. Niektóre z nich można także zobaczyć na Nizinie Mazowieckiej. Te zwłaszcza zaskakują obyciem z przedmiotami codziennego użytku :-)


niedziela, 15 kwietnia 2018

Hobart (port) - Tasmania

Z Launceston ruszamy wprost do Hobart. Stąd do stolicy Tasmanii  można dotrzeć na kilka sposobów. My wybieramy taki, który może nie jest najszybszy, ale prowadzi wzdłuż wschodniego wybrzeża oferując po drodze widok na Morze Tasmana. Przez większość trasy droga nie jest szczególnie ekscytująca, ale mija szybko i bez problemów. W pewnym momencie wszystkim w samochodzie udziela się zmęczenie... Po krótkim postoju na jedzenie w mieście Swansea ruszamy w dalszą drogę do Hobart. 

 
 W drodze do Hobart. 
Za oknem takie oto widoki, na trasie z Launceston do Sweanse raczej typowe.

               
Swansea, nadmorska miejscowość na trasie do Hobart. Tutaj zatrzymujemy się na chwilę.
Bliżej Hobart krajobraz nieco się zmienił  
 

 Przejazd przez Orielton Lagoon (tuż przed Midway Point i niedaleko od Hobart)
               
Niezapomniany widok. Wjazd do Hobart trasą A3 (Tasman Highway)
 Charakterystyczny most nad zatoką prowadzi nas wprost do Centrum miasta.

Do Hobart przybywamy o trzy dnia za późno żeby załapać się na ostatki regat, ale mimo wszystko i tak od razu wszyscy udajemy się do portu. Port jak się po chwili okazuje, żyje już inną imprezą żeglarską. Jednak w marinie pozostaje nadal zacumowanych kilka łodzi biorących udział w zawodach (ja naliczyłem trzy lub cztery). Na szczęście przy zamkniętym nabrzeżu nadal można było podziwiać rekordzistę trasy sprzed roku, charakterystyczną łódź InfoTrack. Nabrzeże mimo, że niedostępne dla osób postronnych, sforsowałem starą metodą roboczo nazwaną „ale co chodzi?". Ostatecznie udało mi się podejść nieco bliżej tej legendarnej łodzi. W roku 2016 pod nazwą Perpetual Loyal łódź ta pobiła dotychczasowy rekord trasy z roku 2012 o ponad 5 godzin. Obserwatorzy uznali wówczas nowy rekord za bardzo ciężki do pobicia. Perpetual Loyal w roku 2016 potrzebowała na pokonanie 628 mil morskich (1163 km) jednego dnia, trzynastu godzin, 31 minut i 20 sekund. W tym roku LDV Comanche pobił ten rekord o ponad cztery godziny (1/09:15:24). Coraz mniej czasu pozostaje więc kibicom śledzącym najszybsze łodzie na transfer między Sydney a Hobart. 

W galerii pod linkiem umieszczonym poniżej możecie między innymi zobaczyć jak wygląda z bliska InfoTrack- obecnie jedna z najszybszych łodzie na świecie.  

        


Nie da się ukryć, że wszyscy chyba czujemy zmęczenie ostatnimi dniami w podróży. Na szczęście Hobart przynosi nam odpoczynek, stały pobyt na najbliższe cztery dni i relaks. Nie mamy specjalnych planów. Ja chcę odwiedzić jeszcze jedno miejsce, o którym napiszę wkrótce. Poza tym odwiedzamy z Czarkiem sześćset dwudziesty ósmy salon Harley Davidsona w Australii (Czarek podobnie jak ja, ma kilka natręctw). Do tego zaliczamy kilka lokalnych sklepów z alkoholem, kilka spożywek a co wieczór podziwiamy widok na zatokę z tarasu naszego chwilowego miejsca zamieszkania. W Hobart poranki są leniwe, dni umiarkowanie intensywne a wieczory relaksacyjne. Złoty przepis na wakacje.

Pokoje hotelowe i samochód na ostatnie dni zamieniamy na dom. Ave Airbnb!
 Wschód Księżyca nad Hobart. Wieczorny widok z tarasu.

Taras i jedna z sypialni w naszym tasmańskim domu mają widok na wejście do zatoki. Z sypialni widać latarnię Iron Pot, którą muszą minąć wszystkie łodzie zmierzające do mety w Hobart. Kto śledził kiedykolwiek regaty będzie wiedział, o której latarni mówię. Domyślam się, że te trzy dni wcześniej ta oferta na airbnb byłaby dwa razy droższa... Uwaga. Transport na Tasmanię i noclegi tutaj są droższe niż na samym kontynencie. Okresy świąteczne tylko podbijają stawkę. 

  
 Widok na wejście do zatoki...
   
 ...i charakterystyczną latarnię morską Iron Pot.
 
Jedno z ulubionych miejsc reporterów z całego świata do fotografowania łodzi wpływających na ostatni odcinek przed metą w Hobart. Źródło: www.rolexsydneyhobart.com

Miejsce, w którym spędzimy resztę naszej noworocznej wyprawy wyjątkowo przypadło nam do gustu. Nie spodziewaliśmy się po nim tak wiele. W samym domu wszyscy odnaleźli szybko swoje kąty. Czarek, który wydaje mi się, że już zmęczył się podróżą nagle odżył. Automatycznie przejął pod swoją kontrolę spory ogród i grilla, Kaśka dalej zarządzała wycieczką, tyle że z salonu. My zajęliśmy się młodym, transportem i aprowizacją. Hobart to etap podróży, który wspominam najmilej. Wszyscy bez wyjątku stawiamy na relaks, luzujemy i to się da odczuć. Z samego miasta raczej korzystamy niż je zwiedzamy, dlatego nie będę Wam o nim opowiadał. Powiem tylko, że będąc na Tasmanii warto je odwiedzić. W między czasie nasz KaOwiec Kaśka organizuje nam wypad do Richmond, w którym jest park miniatur Old Town Hobart, do Zoodoo Zoo i Mount Field National Park. W drodze do parku odbieramy jeszcze pożyteczną lekcją rodzicielstwa, z której do dziś konsekwentnie korzystamy... dzięki!

powoli zbliżamy się do końca naszej podróży, ale nim wrócimy do Sydney chcę pokazać Wam jeszcze dwa miejsca. Tasmania coraz bardziej nam się podoba :-)

 

  
Klimatyczna wioska Richmond w stylu kolonialnym...

 z parkiem miniatur dawnego Hobart, którego ostatecznie nie odwiedzamy (stwierdzamy, że nuda).