środa, 29 maja 2019

Outro + Singapore

05.2019 Zostaw zapalone światło

Niech świeci Słońce nad australijskim dniem, który zaczął się dla mnie ponad dwa lata temu i chyba już ze mną tu zostanie.
Miejsce zupełnie inne niż te, które do tej pory znałem. Inne niż szalona Ameryka, do której uciekałem ponad dekadę temu, inne niż zabiegana Europa. Wszyscy z resztą wtedy uciekaliśmy, każdy przed czymś innym. Najczęsciej jednak przed samym sobą, żeby na końcu zrozumieć, że to się w taki sposób jednak nie może udać. To tutaj jest piękne i przyjemne do życia, gładkie jak rozmowa o pogodzie, ale też wypłaszczone, bez ekstremów, bez tych wszystkich kolorowych postaci, których w Ameryce spotykałem niemal na każdym rogu. Tutaj się nie ucieka, tutaj się dociera i zostaje. Nawet jeśli fizycznie wyjeżdżasz, mentalnie chyba już zostajesz. Zostawiam po prostu jakąs cząstkę siebie w tych miejscach, w których pozostają moje wspomnienia, w których się zakochuje, oświadczam, żenię. Do tych miejsc, w których rodzą się nasze dzieci, w których czuć zapach Oceanu, w których zmienia się historia naszego życia... Po powrocie wujek zapytał mnie czy teskniłem za domem? Odpowiedziałem, że nie, że sam nie wiem gdzie on własciwie jest. A ta jego część, która jest w Polsce, jest prawdopodobnie w tym jednym miejscu, którego tak naprawdę mi brakowało. W miejscu do którego często uciekam, częściej jendak wracam. Choć lubię też widok z tarasu i sam taras, z którego piszę te słowa...

05.2020 Rok Później. Zamknij za sobą drzwi..

Dziś zaszło już Słońce, wstał nowy dzień. Dzień,w którym australijskie niebo zapłonęło na czerowno. Nowe teraz jest jeszcze inne. Ci którzy dziś tak bardzo boją się śmierci jutro na powrót jeszcze bardziej będą bali się życia. Niby są i można z mini porozmawiać, ale śmierdzi od nich trupem na odległość. Szkoda czasu... Jednego z ostatnich w moim otoczeniu, który nie bał się przejść przez życie szybko, dzisiaj już z nami nie ma. Spotkaliśmy się w pierwszym tygodniu po moim powrocie. On chwile wcześniej wrócił z Ameryki Południowej. Chyba wszyscy wiedzieliśmy, że szykował się na jakąś dużą podróż, ale raczej nikt nie przypuszczał, że na ostatnią.
Pomódlcie się za chłopaka, który chiał zwiedzić wszystkie kraje świata. Pamiętajcie, że szedł przez życie na innych niż ogólne zasadach, raczej sunął bokiem jak w BMW M3. Zwiedzaj dalej Kolego. Kto nie żyje ten umarł - kto obudził się ten nie śpi. Respect – 50 is a very good result!

Podsumowanie

Garść technicznych ścinków, którymi od czasu do czasu mam nadzieję się jarać jak dziecko:
W ramach projektu przebyłem i spędzilem:
  • 33.200 mil w powietrzu
  • okolo 20.000 kilometrów po drogach Asutralii (zarówno jej wschodniej, południowo/ północno-wschodniej, środkowej jak i taśmańskiej części). GPSy Googla (98% czasu), BMW nawigator, Apple maps i Garmina (dostaliśmy, ale nie używaliśmy) prowadziły nas przez czerwony kontynent, zarówno po drogach jak i bezdrożach antypodów. Smochody różne: głównie Holdeny SV6, Subaru Forester 2.5 XT, kompakty, campery Toyoty (drugie domy), cztero, przednio i tylno napędowce, cztero i szećcio cylindrowce, jednostki wolnossące i doładowane.
  • 350 kilometrów motorami BMW 1200gs i 850gs (wyjechał z portu w pierwszej dosatwie na kontynent)
  • kilkanaście godzin na Oceanie spokojnym spedziłem na pokładzie łodzi nurkowych z DC Manly, Prodive Sydney i T6 Tusa Cairns.
  • Kontynent australijski oglądałem z powietrza, z powierzchni ziemi jak równiez spod tafli wody (i mam na to dowody): Tutaj pierwszy raz nurkowałem z rekinami, kieł jednego z mniejszych osobników daliśmy w prezencie siostrzeńcowi Ewy.
  • Dokumentacja fotograficzna wykonana przy użyciu aparatów firmy Sony/Apple/GoPro.
  • Znakomita większość zdjęć została wykonana aparatem sony systemu alfa, model 77mkII z różnym zestawem obiektywów sigma/sony. Obiektyw tele Sigmy poległ jakościowo na sesji z USS Bonhome Richard, zdarzenie to miało miejsce w Sydney. Zostal zastąpiony szkłem 70-300 z rodziny G - produkcji Sony. Jest to do dziś moje ulubione szkło, na które nie żałuję żadnego wydanego dolara! Poza tym alfa wykazała się w tym czasie niebywałą odpornością na kurz, wodę, uszkodzenia mechaniczne i była przez cały czas trwania projektu n-2-c niezmiernie przewidywalna (ale czy w goógle mnie to dziwi?). Część zdjęć została zrobiona aparatami Iphone SE, kamera Gopro 4 silver.
  • Zdjęcia podwodne wykonano przy użyciu wspomnianej kamery GoPro.
  • Zwiedzanie podwodnego świata odbywało się za pomocą kombinacji sprzętu firm: Santi, Apeks, Cressi, Suunto, Lomo, Bare, Tecline, Mares, Zeagle, Gral Marine. Nauczyłem się samodzielnego i co najważniejsze skutecznego serwisowania de szóstek. Potrzeba chwili z dala od cywilizacji 😊
  • Do zapisu wideo używałem tych samych aparatów, którymi robiłem zdjęcia.
  • Backupy i wspomaganie w prowadzeniu bloga wykonywałem na dual drivie My book Western Digitala (red 6T), mobilnych stacjach roboczych HP, laptopie Samsung, tablecie Apple, Nokii Lumii 930.

Liczby bloga:

Kraje, z których najczęściej klikano w N2C
  1. Polska,
  2. Australia,
  3. Stany Zjednoczone,
  4. Ukraina,
  5. Rosja,
  6. Wielka Brytania,
  7. Szwecja,
  8. Holandia,
  9. Japonia (what?),
  10. Niemcy
Liczby wyswietleń według przeglądarki:
  1. Safari (33%),
  2. Chrome (32%),
  3. Mobile (18%),
  4. Firefox (11%)
Liczby wyswietleń według systemu operacyjnego:
  1. iPhone (39%),
  2. Windows (31%),
  3. iPad (12%),
  4. Android (11%),
  5. Linux (2%),
  6. Macintosh (2%)
Najpopularniejsze posty (wg liczby wyswietleń):
  1. Brisbaneto Cairns, Sunshine Coast, Harvey Bay. Lepsze jutro jest dziś. Dzień 4
  2. Holden- motoryzacyjna historia kontynentu,
  3. Przybyliśmy!
  4. Hunter Valley - kraina winnic na wschód od Newcast...
  5. Brisbane to Cairns. Cape Hillsborough. Trwaj wiecz...
  6. Brisbane to Cairns. Podsumowanie
  7. Christmas in July
  8. Rolex Sydney Hobart Yacht Race 2017. Sydney.
  9. Great Ocean Road - Spotkanie z Oceanem Indyjskim
  10. Blue Mountains - okolice Sydney
No właśnie, podczas całej wyprawy gdzieś w tle słychać było także wystrzały z Anschutz .22, różnej maści karabinów (w tym nowozelandzkich Bernard Precision) kalibru .308 Winchester oraz .223 Remington. Głównie długodystansowo, w zakresie 50-800m

Dziękuję:
  • Ewie i dzieciom za towarzystwo w tej podróży... przez życie. Nie zawsze w komforcie (a właściwie rzadko kiedy w komforcie).
  • Pozdrowienia dla kilku wytrwałych blogo-n-2-c czytaczy (Kasia G, Violetta C, Robert S, Arek Ch i inni - dzięki i respekt za wytrwałość) a także dla reszty spotkanych podczas tej podróży ludzi - przekręcam pierścień jeszcze raz, choć to się więcej już nie zdarzy.
  • Nie wiem czy jestem mądrzejszy po powrocie, ale na pytanie, które zadała mi Mama bedąc z nami w Sydney, odpowiadam po czasie słowami Wiktora Suworowa: W tym życiu wygrywa tylko ten, kto pokonał samego siebie. Kto pokonał swój strach, swoje lenistwo, swoją nieśmiałość.
  • Czy poznałem już odpowiedź na pytanie czym jest tolerancja? Ignorancją czy błogosławieństwem? Myślę, że obydwojgiem, ale w zdecydowanej wiekszości przeważa to pierwsze.
  • Zrozumiałem także, że ludzie potrafią wieść nieciekawe życia w zupelnie ciekawych miejscach i na odwrót.
  • Doszlo do mnie, że bogactwo ma niewiele wspólnego z pieniędzmi i ich posiadaniem. Zrozumiałem, że z ubustwem jest podobnie...
  • Chyba z wiekem zaczynam rozumieć, że życie jest podróżą, w którą trzeba wziąć tylko to co jest naprawdę niezbędne... (płetwy?)
  • Ze wszystkich miejsc w których byłem najbardziej podobało mi się właśnie w podróży...

Mam nadzieje, że jeszcze się gdzieś zobaczymy!
Póki co zapraszam do Singapuru. Chyba mentalnie dopiero co z niego wróciłem.

Terminal 1 Changi Airport

Wodospad otworzono kilka dnia przed naszym przylotem
 
Changi Airport



















Singapore. Galeria Foto.

piątek, 24 maja 2019

Matrix 20 lat później / Matrix 20 years later

To już był schyłek naszego pobytu w Sydney. Szedłem do pracy rano i przechodząc obok budynku, który mijałem co dzień od pół roku nagle zwróciłem uwagę na bardzo miękkie, poranne światło. Całość na tle błękitnego nieba wyglądała bardzo plastycznie. Wyciągnąłem aparat i cyk! Zrobiłem zdjęcie budynku z iglicą, którą od dawna wydawało mi się, że skądś kojarzę... Potem tego samego dnia, wracając z budowy przechodząc przez Martins Place, nie wytrzymalem i zadałem koledze pytanie, co właściwie jest w tym budynku? Kiedyś myślałem, że jest to ratusz, ale przecież ratusz jest kilkaset metrów dalej... nie uzyskałem odpowiedzi. Kilka godzin później, już pod wieczór, gdy staliśmy na tarasie naszego biura i piliśmy piwo na moim pożegnalnym barbeque, zwróciłem uwagę na biuro w naszym biurowcu, które jak nie omieszkałem zażartować, wyglądało tak smętnie jak biuro w jednej z pierwszych scen filmu Matrix. Co mnie lekko zbiło z tropu, w odpowiedzi usłyszałem, nie zdziwiłbym się gdyby to było gdzieś tutaj, Matrixa kręcono przecież w Sydney. Pauza, przewiń do tylu, przepraszam powtórz. Co powiedziałeś? No tak, pierwszą cześć kręcono w dużej mierze w Sydney. To mnie zbiło z tropu zupełnie. Pierwszy Matrix jest dla mnie filmem klasycznym, kultowym, otwierającym w sposób symboliczny drzwi do nowego milenium. Nie chce pisać w tym miejscu o samym filmie i przypadkach jakie mu towarzyszyły, ale temat wkręcił mnie na tyle, ze już w drodze do domu czytałem wszystko co znalazłem w internecie pod hasłem Matrix Sydney locations. To co wyczytałem wprawiło mnie w osłupienie! Oto krótkie podsumowanie mojego małego śledztwa.
Piękne, plastyczne światło i nieskazitelny błękit - tak wyglądają sydneyjskie poranki
AWA Building, skąd ja go właściwie znam?

 
Jasne, z Matrixa!

 
Co właściwie jest w tym budynku (oprócz poczty, z której korzystam do komunikowania się ze światem)? Nie wiem... Kilka godzin później dowiaduję się, że to właśnie tu Neo, Morfeusz i ich ekipa wpadła w zasadzkę... Pamiętacie scenę "Dejavu, to błąd matrixa"? Westin Hotel przy 1 Martin Place. Bezpośrednie sąsiedztwo biura, w którym pracowałem.


 
60 Margaret Strret. W tym budynku jadłem pierwszy sydneyjski lunch....
....i to tu kupowałem pierwsze ubranka dla Alutka.
 
W Matrixie właśnie tu pracował Neo. Budynek korporacji Metacortex z przygnębiającym "office spacem", z którego żartowałem jakieś 300 metrów dalej... Abstrakcja.
"Wiem, że ten stek nie istnieje"... Chifley Plaza przy 2 Chifley Square. Tutaj Cypher spotyka się z Agentem Smithem w 64. minucie filmu


 
The Colonial State Bank, niepozorny budynek w Sydney CBD

To tutaj Agent Smith przetrzymywał Morfeusza. To właśnie fasadę tego budynku Neo przeorał minigunem.

Scena tzw. klasyczan. Are you listening to me Neo? "Red dress women drill"

 
To samo miejsce po dwudziestu latach... Spokojnie, ta fontanna wciąż działa, ale jej konstrukcja podczas Anzac Day wkorzystywana jest jako podest techniczny.

 Tuż obok fontanny (Martins Place)
 i to samo przejście dla pieszych 20 lat później w dzień świąteczny...
 
 Życie potrafi zadziwiać. Pracowałem w budynku, który był tłem chyba najbardziej znanej sceny Bullet-time w historii kina.
 Charakterystyczne logo AON wisi do dziś

Scena "Dodge this" ze 107 minuty filmu. 201 Kent Street w tle!

i jego sąsiedztwo (zwróćcie uwagę na szare pasy na fasadzie budynku w tle)

 
 Coś Wam to mówi?
 AON Buidling - tu pracowałem przez pierwsze 18 miesięcy mojego pobytu w Sydney. Dach sąsiedniego 207 Kent Street, na którym Neo został postrzelony podczas sławetnej sceny bullet time slow mo jest mi bardzo dobrze znany. Wgapiałem się w niego podczas nudnych firmowych spotkań...
Kojarzycie ten budynek z horyzontalnymi pasami?

Ostatnia scena, w której Neo wychodzi z budki telefonicznej

Dokładnie w tym miejscu 20 lat później.... 

 nie ma już budki telefonicznej...


Na rogu Hunter i Pitt Street najczęściej spotkacie za to ludzi proszących o  pomoc...

"I dont know the future... I didnt come here to tell you how this is going to end, I came here to tell you how it is going to begin, I am going to hang up this phone..." 
Tą scenę nadal można nakręcić w Sydney. Budki telefoniczne cały czas można spotkać tu na ulicach...

System Failure. Time to log out. What's next? :-)














piątek, 17 maja 2019

Na trzecim końcu świata

To, że Polaków można spotkać dosłownie wszędzie i to w najmniej oczekiwanych miejscach przestało mnie dziwić już dosyć dawno temu. Tak, jesteśmy wszędzie, ale czy równie globalne jak nasza emigracja są polskie produkty?

Zobaczmy jak to wygląda z punktu widzenia Sydney, ale nie z perspektywy polskich czy rosyjskich sklepów zaopatrujących tutejszą emigrację. Chodzi mi raczej o polskie produkty, które można spotkać na półkach australijskich sklepów.
Nie mam wątpliwości (co jest raczej smutne), że naszym flagowym produktem narodowym jest... wódka. Pewnym pocieszeniem może być tu fakt, że sam Pablo Picasso wyraził uznanie dla naszego dorobku w tej dziedzinie słowami, których jednak autentyczności nie jestem pewien „Trzy niezwykłe wynalazki XX wieku to muzyka bluesowa, sztuka kubizmu oraz polska wódka”. Wśród polskich ikon przemysłu spirytusowego bez wątpienia króluje Belvedere, który na całym znanym mi świecie jest synonimem wódki klasy premium. Tutaj jest podobnie i biorąc pod uwagę fakt, że w tym klimacie wódka jest raczej bardzo mało popularnym trunkiem, godnym uznania jest fakt, że Belvedere można spotkać prawie w każdym sklepie z alkoholem. Charakterystyczną butelkę znajdziesz zarówno w dużych sieciówkach typu BWS, Liquorland, Dan Murphys jaki i małych, lokalnych bottleshopach (tak tutaj nazywają się sklepy monopolowe). Całkiem często, ale już nie tak często jak produkt Polmosu Żyrardów można także spotkać polską wódkę Wyborową (tak wiem, marka Wyborowa nie należy już do do polskiej firmy). Miejsce na podium zamyka Żubrówka sprzedawana w krajach anglosaskich jako Bison Vodka. Butelka eksportowa wygląda nieco inaczej niż ta znana nam z Polski. Sama receptura trunku w USA (nie wiem czy w Australii też) jest też ponoć inna ze względu na związek chemiczny używany do barwienia wódki, który w ilościach występujących w produkcie został uznany przez amerykański departament zdrowia za rakotwórczy. Tak można by z grubsza podsumować tysiącletni dorobek narodu polskiego w globalnym handlu zagranicznym.
Byłaby to jednak niesprawiedliwa i trochę smutna konstatacja.
Na półkach sklepów monopolowych, bardzo rzadko (ale jednak) można spotkać także produkty polskich piwowarów, które (przeciwnie do browarnictwa czeskiego) nie cieszą się tutaj wysoką renomą. Piwo polskie tutaj to zupełnie nieistotny margines...
Eksportowy klasyk z Żywca w Dan Murphy.
Nie przypuszczałem, że Broka można jeszcze kupić. Ponownie Dan Murphy
Taka niespodzianka w moim lokalnym sklepie. Piwa z Polski w cenie około 12 AUD za butelkę. Nie były warte jednak swej ceny. Hurtownik szybko wycofał się z dostaw.
Dla mnie Okocim będzie już chyba ikoną polskiego piwa na emigracji. Choć Okocim (by Stawski) najlepiej smakuje na Green Pointcie to także tutaj udało mi się upolować buteleczkę z Brzeska w moim lokalnym sklepie. Było warto. Tak samo jak wtedy, gdy z Marcinem pierwszy raz piliśmy je w restauracji Old Cracow w San Francisco. Klasyk i niezapomniany smak.
Mały offtopic. Spotkałem Polaka, który był przekonany, że to polskie piwo. Nic bardziej mylnego. To jeden z lepszych australijskich Pale Ale. Wiem też, że Polacy przy barze ośmieleni swojsko brzmiącą nazwą podejmują próbę zamówienia Kościuszko beer, ale tej próbie towarzyszy zazwyczaj (podobnie jak po nieprzyzwoitym żarcie opowiedzianym w nieodpowiednim towarzystwie) - kłopotliwe milczenie. Lepiej powiedzieć Kozi-josko lub po prostu Kozi please . 
Co może być choć trochę pocieszające, to fakt, że rynek sezamków w Sydney zdominowany jest przez produkty w większości wyprodukowane w Polsce (choć udające produkt lokalny). Bylo to dla mnie sporym zaskoczeniem, ale wydaje mi się, ze 80-90% sezamków jakie miałem w ręku wyprodukowano właśnie w Polsce. Podobnie sytuacja ma się z precelkami i paluszkami (sprzedawanymi chyba w Aldi), które udając produkty niemieckie lub lokalne niezbyt nachalnie prezentują metkę „made in Poland”. Wielką niesprawiedliwością byłoby nie zauważyć w tym miejscu „polish style” ogórków kiszonych w Coles czy kapusty kiszonej sprzedawanej jako polish sauerkraut. Tutaj arsenał środków przemysłu spożywczego z kodem kreskowym 590 niestety się kończy.



Sezamki made in Poland
Polski Ogórki w Coles

Czasem mnie najdzie pokusa, idę wtedy do Colesa po słoiczek Krakusa
Pretzel Made in Poland
W Sydney obecna jest jeszcze polska branża kosmetyczna (o czym już wspominałem), która ma swoją jedyną reprezentację w postaci butiku marki Inglot w najbardziej chyba prestiżowej lokalizacji w całym Sydney, a mianowicie w Quuens Victoria Building. Tutaj zapada kurtyna nad rynkiem ogólnokonsumenckim.

Pozostaje jeszcze jednak nisza, w postaci tutejszego rynku suchych skafandrów nurkowych, którą bez pardonu podbiła polska marka Santi... Uwielbiam te chwile, gdy grasując po wieszakach w Bondi czy Manly Diving Center przed oczami przelatują mi metki z napisem „wyprodukowano w Gdyni” lub gdy na łodzi spotykam Niemców, Anglików, Amerykanów czy Koreańczyków ubranych w produkty tej polskiej marki... Choć to tylko kawałek gumy, neopren i plastiku tworzący zgrabną całość to jednak jest jakiś optymizm w tym, ze Polska w świecie zaczyna baaaaardzo powoli być kojarzona z czymś innym niż wódka czy kiełbasa.

Pozdro