niedziela, 25 lutego 2018

Cronulla - Big waves

Pierwotnie miał to być kolejny post z serii "okolice Sydney", ale potem okazało się że Cronulla jednak wchodzi w skład metropolii. Ze względu na lokalizację można mieć co do tego stanu rzeczy pewne wątpliwości. Żeby dotrzeć do Cronulli, leżącej na południowych przedmieściach Sydney trzeba w pociągu podmiejskim spędzić prawie godzinę. Cronulla ze względu na wspomnianą kolej łączącą ją z samym centrum Sydney, niższe niż zwyczajowe stawki najmu oraz dogodny dostęp do plaży jest bardzo ciekawą alternatywą dla mieszkania w jednej z tych drogich dzielnic północnego Sydney. O Cronulli nie ma co w zasadzie więcej pisać. W każdym bądź razie to nie nieruchomości przyciągnęły nas w to miejsce. Chcieliśmy po prostu zobaczyć kolejną plażę i być może tak byśmy ją zapamiętali, gdyby nie fakt, że tego dnia dobrze falowało. Pierwszy raz widziałem sytuację, w której surferzy chętniej wychodzili z wody niż do niej wchodzili. Biorąc pod uwagę, że są to tacy trochę tutejsi blokersi ("na desce dwa cztery na dobę, W największy deszcz, w najchu***dszą pogodę") była to sytuacja naprawdę dziwna. Za to ta trójka, która została w wodzie miała używanie. To jak się szybko okazało - miejscowa elita. Dzięki temu, my też mieliśmy na co popatrzeć. Pierwszy raz widziałem jak surefer spadał z fali pionowo w dół. Faktyczni przed weekendem, słychać było wśród surfujących kolegów z pracy, że szykuje się coś dużego. Trochę się wahałem, trochę zazdrościłem. W końcu pchany jakimś impulsem i ja ubrałem piankę, wziąłem płetwy pod pachę i udałem się w kierunku wody. Nim do niej doszedłem, poczułem na ramieniu czyjąś dłoń i usłyszałem za sobą "Odpuść dzisiaj Mejt". Popatrzyłem w twarz ratownika znajdującą się na końcu ramienia biorącego początek w dłoni leżącej na moim barku... Odpuściłem.



Cronulla - Big Waves. Galeria Foto.

Nie lekceważcie Oceanu. Ostatnio daje mi nieźle w kość. Woda zawsze upomina się o swoje kiedy straci się do niej szacunek.

niedziela, 18 lutego 2018

Kangaroo Valley - Fitzroy Falls - okolice Sydney

Wracając z Jervis Bay warto zmodyfikować nieco trasę i postawić na powrót do miasta drogą numer B73. Nawet jak nie zatrzymacie się nigdzie po drodze, nie powinniście żałować delikatnego nadłożenia trasy. Widoki zza okna samochodu są po prostu bajkowe. Trochę jak Bieszczady w środku sezonu letniego. Tylko te kolory jakby podciągnięte jakimiś jaskrawszymi filtrami. Trasa ta jest idealna na moto. Są widoki, wiraże, serpentyny, wspinaczki i zjazdy. Taka lokalna dolina Stelvio. Co do samej nazwy doliny to myślę, że nie ma potrzeby nic wyjaśniać. Na jednym z wiraży, przy drodze faktycznie przyglądał nam się kangur. Biorąc pod uwagę, że akurat w  mojej głowie toczył się wirtualny rajd pomiędzy mną a dobrze jadącym przede mną Defenderem można powiedzieć, że poczułem się trochę jak Peter Solberg obserwowany przez przydrożnego kibica.

Widokowa Trasa B73 - Kangaroo Valley

Gdy już myślałem, że po serii szybkich wiraży dogonię w końcu Land Rovera na następnej prostej, nagle z zatoczki wyjechała biała Toyota. Jak się chwilę później okazało Maciasa i Kero....
I dobrze, zatrzymaliśmy się, pogadaliśmy i tak trafiliśmy do Fitzroy Falls. Tam właśnie sugerujemy zatrzymać się na krótką przerwę w drodze do Sydney. Miejsce oferuje parking, centrum informacji turystycznej, kilka tras pieszych i przed wszystkim ładne widoki.
Rajdu niestety nie ukończyłem...

Hampden Bridge - drewniany most podwieszany na trasie B73

niedziela, 11 lutego 2018

Jarvis Bey Territory - Cave Beach - okolice Sydney

Niech Was jednak nie zaślepi pijarowa biel plaży Hyamas. To nie wszystko co w okolicy zatoki Jervis warto zobaczyć. Na południe od Hyamas Beach znajduje się Booderee National Park. Booderee w miejscowym dialekcie aborygeńskie znaczy obfitość i jest to nazwa, która wiele mówi o tym rejonie świata. W parku możecie spokojnie spędzić cały dzień. Oprócz odwiedzenia latarni morskiej na przylądku St George (nie byliśmy), spaceru do Ogrodu Botanicznego Booderee czy wizyty na plaży Hole in the wall (dziura w ścianie) warto także zobaczyć Cave Beach (plażę z jaskinią). Nie jaskinia jednak stanowi o atrakcyjności tego miejsca. To spektakularny lazur wody, szeroka, piaszczysta plaża i mała popularność wśród tubylców sprawiają, że na widok tej plaży zapomniencie na chwilę o otaczającej Was rzeczywistości równie szybko jak haslo do Netflixa... Nie mam wątpliwości, że jest to jedna z najładniejszych plaż jakie w swoim życiu widziałem (trochę jak Bałtyk poza sezonem w okolicach Karwii). P.s czy wiecie, że Netflix dziesięć lat temu też istniał i udostępniał w US filmy na płytach dvd via klasyczny list?

Proszę nie regulować odbiorników 
Taka jest właśnie Cave Beach - nie ma co pisać, wystarczy popatrzeć.

Plaża Cave Beach jak i samo Booderee National Park leżą na tzw. Terytorium Jervis Bay.
Jest to obszar administracyjny wycięty z kawałka stanu News South Wales i podlegający formalnie administracji w Canberze (czyli stolicy kraju). Prawdopodobnie zabiegu takiego dokonano po to, aby stan stołeczny (Australia Capital Territory) miał dostęp do morza. Z innych ciekawostek (a trzeba przyznać, że jak na taki mały skrawek ziemi jest ich sporo) można powiedzieć, że teren ten można nazwać poniekąd australijskim Żarnowcem. To tutaj po akceptacji lokalizacji, zaprojektowaniu infrastruktury, wyrównaniu terenu pod budowę w 1971 roku (z nieznanych mi przyczyn) zakończono projekt budowy elektrowni atomowej. Mówiłem już, że jest tu trochę jak nad Bałtykiem w okolicach Karwii? Inną ciekawostką jest historia, którą opowiedział mi kolega z pracy. Teren ten jest ponoć aktywnym poligonem wojskowym i każdego dnia prowadzona jest ewidencja pojazdów wjeżdżających i opuszczających park. Nie wiem czy to prawda, ale faktem jest bramka kontrolna i obecność bazy wojskowej na terenie Parku. Oprócz bazy marynarki wojennej po środku parku znajduje się także lotnisko. Zadziwiające w tym wszystkim jest to, że dzisiaj ten teren kojarzy mi się głównie z lasem i pięknymi plażami. Gdzie oni ukryli to całe zło?

niedziela, 4 lutego 2018

Jervis Bay - Hyams Beach - okolice Sydney

Jeśli czujecie, że już wystarczająco zapoznaliście się z miastem i zaczynacie szukać miejsca na wypad poza jego granicami (które na dobrą sprawę nie wiem gdzie przebiegają) szybko zorientujecie się, że oprócz Blue Mountains to właśnie Jervis Bay będzie jednym z najczęściej rekomendowanych kierunków. Jervis Bay (czyt. Dżerwis Bej) to urocza zatoka jakieś 200km na południe od Sydney. Jervis to także popularny temat do przedweekendowych dyskusji w biurze. Zwłaszcza wtedy, gdy na horyzoncie pojawia się jakaś wizja dłuższego niż zazwyczaj weekendu. Nic w tym dziwnego, to jedno z tych ulubionych miejsc miejskiej gawiedzi na 2-3 dniowy wypad poza miasto... Jervis w takich momentach dla Sydney jest tym czym Mazury są w czasie majówki dla Warszawy. Chociaż używając skali właściwej dla kontynentu, trzeba by raczej powiedzieć Jervis jest dla Sydney tym czym Zalew Zegrzyński dla Warszawy.

Należy pamiętać, że do Jervis Bay można pojechać kontynentem. W tym wypadku austostradą M1, ale będzie to w pewnym sensie pójście na łatwiznę. To trochę tak samo jak w przypadku Interstate 5 w Kalifornii. Jeśli chcesz dostać się z SF do LA w miarę szybko - wybierasz piątkę, ustawiasz tempomat i odliczasz pięć godzin, ale jeśli masz trochę więcej czasu... nie wahaj się i pojedź "jedynką". Taką jedynką (popularnie zwaną w CA Big Sur) tutaj w New South Wales jest Grand Pacific Drive biegnąca nad samym Oceanem. Jest to malowniczo położona droga, która raczej później niż szybciej doprowadzi Was do celu. To właśnie na Grand Pacific znajduje się Sea Cliff Bridge ( czyt. Si klif Brydż) zamieszczany na wielu zdjęciach reklamujących region. 

 Sea Cliff Bridge. Zdjęcia ze strony www.illawarramercury.com.au

W przypadku dróg takich jak Grand Pacific Drive nie chodzi jednak o sam cel... tu liczy się podróż. Tak było i tym razem. Do Jervis wybraliśmy się większą ekipą, czyli z rodziną, która przyjechała do nas z Polski. Była to podróż podsumowująca w jakimś sensie ich australijski wypad. Nie było więc pośpiechu, był relaks, plaże, punkty widokowe i było bardzo miło... Właśnie to czego od takich miejsc (ale nie koniecznie od rodzinnych wypadów ;-) ) oczekujesz...

Płycizny w rejonie Lake Illawarra (czyt. Lejk Ilałara). Fajne miejsce na popołudniowy odpoczynek i pomoczenie kończyn.

Latarnia w Kiama. Warto się tu zatrzymać.

Widok z Saddleback Mountain lookout

Gdzieś po drodze na Grand Pacific Drive

Co do Jervis Bay to jest to świetne miejsce. Bardzo relaksujące, z pięknymi plażami i wieloma atrakcjami zostawionymi nam tutaj przez naturę. Centralnym miejscem Jervis Bay jest plaża Hymas Beach (czyt. Hajamas Bicz).

  Hyamas - trudno się zorientować gdzie kończy się plaża a zaczyna woda

 Hyamas - ponoć najbielszy piasek na świecie

W bardzo wielu przewodnikach i poradnikach uznawana za plażę z najbielszym piaskiem na świecie. Niby łatwo to sprawdzić klikając w Googlu. Jestem jednaka sceptyczny co do takich deklaracji i dlatego postanowiłem ten stan rzeczy zweryfikować osobiście. Rezultat mojego „dochodzenia” możecie ocenić sami.

W pojemniczku znajduje się próbka piasku z Whiteheaven Beach na Whitsunday Island (QLD). To co obok to ponoć najbielszy piasek na świecie. No nie wiem...

Jeśli chodzi o powrót do Sydney to koniecznie musicie pojechać drogą B73 przez Kangaroo Valley, ale wtedy to będzie temat na inną już opowieść...

Pozdrawiamy