piątek, 12 maja 2017

Technikalia - podsumowanie pierwszego okresu po wylądowaniu

OK, miesiąc jeszcze nie minął, ale wygląda na to, że minął pewien okres, który sam prosi się o podsumowanie...

Nim staniecie na dobre na australijskiej ziemi, jeszcze w powietrzu zostaniecie poproszeni o wypełnienie deklaracji, w której padają pytania o to co wwozicie, ile wwozicie i skąd wwozicie do Australii.

Tak wygląda deklaracja wjazdowa do Australii i jest to pierwsza rzecz, którą musicie wypełnić przed wylądowaniem.

Pamiętajcie, że 3x0,7ltr to maksymalny ładunek na jaki sobie możecie legalnie pozwolić przyjeżdżając do mnie. Jeśli odpowiecie na wszystkie pytania "nie" jest duża szansa, że odprawa przejdzie gładko :-)


Za tą linią jesteście już legalni :-)

Drugą z niezbędnych rzeczy którą zrobiliśmy niemal niezwłocznie po przybyciu było nabycie Opala. Opal to karta miejska umożliwiająca korzystanie ze środków transportu publicznego (autobusy, pociągi, promy). Bez tej karty nie sposób poruszać się po mieście, nie ma tu podjazdów na "gapę", kupowania biletu o u kierowcy i innych trików ratujących w sytuacjach wyjątkowych. System jest nowoczesny, można ładować kartę w punktach stacjonarnych, biletomatach i przez aplikację. Słabe moim zdaniem jest to, że nie ma w systemie miejsca dla biletów czasowych (np. miesięcznych), które znacznie ułatwiłyby poruszanie się po mieście. Oznacza to tyle, że przy wsiadaniu i (koniecznie) przy wysiadaniu zawsze musicie odbić kartę. Upierdliwe prawda?

 
Z Opalem oczywiście nic oprócz podróżowania nie staje się łatwiejsze. Dlatego trzecią rzeczą, którą zrobiliśmy zaraz po wylądowaniu (tzn. w pierwszym tygodniu) było nabycie lokalnych kart SIM. Niby prosta sprawa, ale wymaga okazania paszportu i minimum 30 australijskich dolarów. Dopiero teraz zaczynasz być widoczny dla banków, lokalnego systemu emerytalnego, ubezpieczyciela medycznego, administracji, naprawdę dla wszystkich, dla których powinieneś być widoczny, jeśli wiedziesz życie normalnego człowieka...
  
Dostrzegalny, ale wciąż nieosiągalny. Czwarta rzecz i w skali pierwszych tygodni najważniejsza jaką zrobiliśmy, to otworzenie australijskiego konta w banku. Masz do wyboru kilka lokalnych firm: St. George, ANZ, Westpack a także globalnych graczy takich jak np. HSBC. Teraz dopiero możesz aplikować o wszystko co ważne i co już wyżej wymieniłem. Ubezpieczenie zdrowotne, TFN (czyli tutejszy NIP), plan emerytalny. Ja już na szczęście mam te procedury za sobą.

Mając fundamenty w postaci konta, telefonu, ubezpieczeń zdrowotnych i numeru identyfikacji podatkowej zszedłem do poziomu dokumentów bardziej przyziemnych, ale wcale nie mniej ważnych. Lokalne prawo jazdy jest na przykład (podobnie jak w USA) oficjalnie uznawanym dokumentem tożsamości. Na nic europejskie dokumenty, międzynarodowe prawo jazdy i inne zaklęcia. W pierwszym okresie działa tylko paszport. Szybko udało mi się wyeliminować tą niedogodność. Drugiego maja dostałem swoje trzecie prawo jazdy (nie licząc trzech innych międzynarodowych) i tym samym stałem się uprawniony do prowadzenia pojazdów w dwóch kategoriach na trzecim kontynencie.
 Zawsze legalny...?

To nie koniec, w portfelu którego nie mam ląduje także plastik o nazwie "white card". Jest to coś czego nie znałem ani w USA ani w Polsce. Jednym z wymóg lokalnego rządu dla osób, które mają styczność z placami budów jest ukończenie całodniowego kursu z bezpieczeństwa i higieny pracy. Kurs jest moim zdaniem pożyteczny, omawia się w trakcie jego trwania praktyczne aspekty bezpieczeństwa na budowie. Daje do myślenia ponieważ w jego trakcie omawia się przypadki konkretnych wypadków i nie są to miłe przypadki. Jego zaliczenie odbywa się na podstawie wyników testu wielokrotnego wyboru. Test nie jest raczej trudny, ale w kilku przypadkach trzeba znać lokalne prawodawstwo, więc można się wyłożyć. Mi się udało w 47 pytaniach potknąć tylko dwa razy - chyba naprawdę nie jest trudno.

White Card - czyli przepustka na budowę (w pracy zawsze taki bezpieczny...?)

W ostatnich dniach zamknęliśmy także umowę najmu mieszkania. Umowa jest dwa razy grubsza niż umowa kredytowa w Polsce i akt notarialny razem wzięte. Moim zdaniem to bzdura. Kolega przed wyjazdem powiedział mi, że rynek najmu w Sydney jest w pełni profesjonalny i pewnie tak jest, ale moim zdaniem nie ułatwia to w wielu przypadkach zawierania transakcji. Nie jestem pewien, ale mam wrażenie że łatwiej jest uzyskać kredyt hipoteczny w Polsce niż tutaj wynająć mieszkanie nie mając konta bankowego, historii najmu czy listu polecającego od pracodawcy. 

Z ciekawostek: Załapałem się na co półtoraroczne spotkanie Firmy tzw. Office Forum. Odbyło się ono w Luna Parku, po drugiej stronie zatoki, tym samym który jako plamę światła pokazywałem Wam na zdjęciach nocnych. W trakcie office forum przedstawiano prezentacje wskazujące kierunki rozwoju, sytuację firmy, sytuację branży, etc. Na dwóch slajdach zauważyłem front autobusu Solaris. To budujące uczucie. Wiem że Anglicy nie uwierzyliby, że to polski autobus. To nie jest ważne. Ważne, że poczułem się przez chwilę jak obywatel Niemiec czy Skandynawii, które to kraje swoim potencjałem gospodarczym są w stanie zaimponować nawet aroganckim Anglosasom. Na tym samym offie forum odniosłem także sukces w postaci wygrania darmowego alkoholu. Temat rzucony 22. ośmioosobowym zespołom polegał na wymyśleniu technologii służącej ludziom, w którą powinna zainwestować firma. Na zadanie przeznaczone było 10 minut, przez osiem milczałem. Dwie ostatnie poświęciłem na niezbyt precyzyjne opisanie swojego pomysłu. Po minach słuchaczy wnioskowałem, że zespół decyduje się na mój koncept tylko dlatego, że pozostałe były naprawdę słabe.

W trakcie ogłoszenia wyników konkursu w rogu sali wielkiej jak Ocean chyba tylko ochroniarz za szybą zauważa dwie ręce uniesione do góry w geście triumfu. Cieszę się, alkohol jest nagrodą - wybieram więc czerwone wino. Jak firma kiedyś w ten pomysł zainwestuje - dam Wam znać o co chodzi.

Kolejną marką z Polski widoczną w najbardziej prestiżowym centrum handlowym miasta jest salon firmy Inglot. Znów miło, Polska jednak to nie tylko wódka...


P.s. W dniu naszego wylotu na antypody, premier Australii ogłosił zmiany w programie wizowym 457. Oczywiście zmiany oznaczają utrudnienia. Znów przecisnęliśmy się przez zamykające się drzwi? Ale czy nasz nowy kontynent (piąty, na którym postawiłem nogę, a w sumie trzeci na którym pracuję) okaże się gościnny? Time will tell jak mówią Anglicy :-)

Póki co znów przed nami zmiany, w ciągu najbliższych dwóch tygodni przeprowadzimy się kolejne dwa razy :-) I pomyśleć, że jeszcze dwa miesiące temu jedyne zmiany jakie mnie ekscytowały to wymiany oleju w czarnym Pięć lub zmiana pinu karty płatniczej ;-)

O! Jeszcze jedno. Czy ja coś ostatnio nie mówiłem o zdrowym rozsądku Ozzies?


Addendum: Ostatnio pojawiło się pytanie do Skrzypka, czy posiadanie kolekcji prac młodych lubelskich grafików jest obciachem podobnym jak lans na skandynawski "dizajn"? Udzielam odpowiedzi - Nie :-)

Pozdrawiamy.

1 komentarz:

  1. oczywiscie nie sam przedmiot w tym konkretnym przypadku jest obciachem, to zawsze jest kontekst, w centrum którego stoi osoba o bardzo powierzchownej wiedzy w danym temacie. Bla bla znawcy z wiedza zaczerpnięta z lajfstajlowych pism, konsumenci o obrazkowej wiedzy o świecie i nieco silniejszej niż średnia potrzebie dzielenia z otoczeniem refleksji na temat wystroju wnętrz.

    OdpowiedzUsuń