Dzień kalendarzowy: 20.09.2017
Miejscowość początkowa: Wongaling
Beach
Miejscowość docelowa: Cairns
Miejscowość po drodze: Mission
Beach
Stan licznika na początku
dnia: 502130km
Stan licznika na koniec dnia
502284km
Dystans przebyty samochodem: 154km
Dystans całkowity: 2386km
Tankowanie: Chyba dojechaliśmy
na tym co zostało w baku
Dzień 12. Miejscowości South Mission Beach, Mission Beach, Cairns zaznaczono na mapie gwiazdkami.
Rano budzimy się wypoczęci.
Prawie ;-) P sie lituje i zabiera B na poranne przywitanie Oceanu, żebym ja
mogła jeszcze chwile pospać. Ale ja wiem, że poranne przywitanie Oceanu to
tylko chwila kupiona na przygotowanie śniadania zanim wrócą, wiec po chwili
błogości samej w wielkim łożu idę zarządzić coś w kuchni. Poznajemy tam przesympatycznych
właścicieli tego ośrodka. Sami go prowadzą, jak ich pracownicy idą na urlop. Są
dla nas bardzo mili i bardzo pomocni. Pomagają nam w rezerwacji nurków P i
noclegu w Port Douglas. Nie mówiliśmy tego Wam wcześniej, ale cel naszej
podróży na dzień przed wylotem zamieniliśmy na Port Douglas (za dużo
pozytywnych wskazań). Właściciele opowiadają nam trochę o sobie. Mają w sumie 3
takie miejsca w Australii – o tamtych nic Wam nie powiemy, to tutaj na pewno jest
klimatyczne.
W sumie trafia się bardzo
słoneczny i bardzo miły poranek i przedpołudnie. Czas ten spędzamy w ośrodki
YHA w okolicy South Mission Beach, na plaży i na lokalnym placu zabaw.
Znów udziela się klimat
hawajski. Od 10 dni chodzę bez skarpetek, od wczoraj w ogóle na boso...
W końcu wsiadamy w Nixona i
ruszamy do pierwotnego celu naszej podróży. Nie żebym się wyrywał. Owszem,
przez pierwszy tydzień liczyłem kilometry i dni, żeby się wyrobić, ale od
niedzieli (odkąd wiem, że zdążymy) jakoś przestało mi się śpieszyć... 76, 45,
36, 22, 14. Odliczamy kilometry do celu a ja jakby z każdym kilometrem zwalniam…
Trudno to wytłumaczyć, ale po 13stu latach gonienia króliczka, mając go już na
widelcu czuję jak powoli dopala się paliwo inspiracji w kaganku pod szyldem
Wielka Rafa. Chyba trochę boję się tej konfrontacji marzenia z rzeczywistością…
Docieramy do Cairns. Pierwsze minuty
w mieście nieco na dystans, ale miejscowość bardzo szybko nas urzekła swoim
klimatem. Miejsce kojarzyło mi się bardziej jako jakaś hipisowska enklawa, ale Cairns to całkiem duże miasto. Mimo wszystko czuć w powietrzu i na każdym rogu wakacyjnego
ducha tego miejsca. Bruno podbija okoliczne aquaparki i place zabaw. To czas dla niego. Ja w
między czasie rezerwuje wypad nurkowy na rafę. Jestem coraz bliżej spełnienia
jednego z moich najstarszych nurkowych marzeń. Nurkowanie na Wielkie Rafie
Koralowej. Podkład pod tą wyprawę powstał w 2004 roku gdzieś w okolicach
centrum nurkowego na ulicy Stołecznej (obecnie Po.....ki - kto wie?) i po lekturze magazynów Wielki Błękit z
niezapomnianymi zdjęciami Darka Sepioło. Z jednej strony cieszę się, że jestem
tak blisko, ale z drugiej strony wiem, że po Egipcie mit wielkiej rafy nie wytrzyma
próby ognia...Sharm-el-Shek i Dahab to mistrzowie tej ceremonii. Widziałem już
parę podwodnych miejsc, ale te dwa zawsze będę wspominał jako najbardziej „wow”.
Ok., teraz jesteśmy w Cairns. Postawić kropkę nad nurkowym „i” w tym miejscu po prostu trzeba...
Ok., teraz jesteśmy w Cairns. Postawić kropkę nad nurkowym „i” w tym miejscu po prostu trzeba...
Wyciskamy z tego dnia ile się na
głównym bulwarze (Esplanadzie) da. W końcu udajemy się na spoczynek. Na kempingu miło, od
Cairns Holiday Park B dostaje pakiet powitalny w postaci kredek, kolorowanki,
balonów, słodyczy, które uznajemy za niestosowne dla niego i poświęcamy się
zjadając je szybko na boku. Kuchnia jest tuż pod nosem, łazienki nadają się do
ogarnięcia B. Jest ciepło. Bardzo….
Nowy, letni set-up Nixona
Pierwszy raz testujemy
otwarcie bagażnika na noc i pseudo namiot na klapę - sprawdza się znakomicie.
Nikt nie wypadł, było czym oddychać i nie trzeba było wypinać fotelika i
przekręcać tylnego siedzenia. Na kolacje kiełbaski z Colesa- tym razem P
dzielnie grilluje, a ja ganiam za B, który już jest na limesie. Udaje się
wszystko w miarę sprawnie załatwić, po drodze tylko jedno zdarte kolano, ale to
i tak niewiele przy turbo napędzie młodziana.
Na tym kempingu jakby
młodziej, niż na dotychczasowych. Jest nawet kilkoro małych dzieci niedaleko
nas... i dziwny pan z dużą brodą.
Noc upływa bez zakłóceń (tylko
u sąsiadów ryk, cieszę się, ze nie u nas).
P.s. Co ciekawe, Cairns to
było pierwsze biuro do którego aplikowałem 11 lat temu :-). Odpowiedź była jasna: ”Hi Mate, U nas pracuje w
sumie 7 osób, rynek jest bardzo lokalny, ale wpadaj do Cairns na wakacje. To
świetne miejsce dla nurków…:-)”.
Tak to mniej więcej się wszystko zaczęło… i właśnie dzisiaj trwa ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz