czwartek, 14 grudnia 2017

Brisbane to Cairns. Cairns - w obawie przed dogonieniem marzenia. Dzień 12


Dzień kalendarzowy: 20.09.2017
Miejscowość początkowa: Wongaling Beach
Miejscowość docelowa: Cairns
Miejscowość po drodze: Mission Beach
Stan licznika na początku dnia: 502130km
Stan licznika na koniec dnia 502284km
Dystans przebyty samochodem: 154km
Dystans całkowity: 2386km
Tankowanie: Chyba dojechaliśmy na tym co zostało w baku

 Dzień 12. Miejscowości South Mission Beach, Mission Beach, Cairns zaznaczono na mapie gwiazdkami.

Rano budzimy się wypoczęci. Prawie ;-) P sie lituje i zabiera B na poranne przywitanie Oceanu, żebym ja mogła jeszcze chwile pospać. Ale ja wiem, że poranne przywitanie Oceanu to tylko chwila kupiona na przygotowanie śniadania zanim wrócą, wiec po chwili błogości samej w wielkim łożu idę zarządzić coś w kuchni. Poznajemy tam przesympatycznych właścicieli tego ośrodka. Sami go prowadzą, jak ich pracownicy idą na urlop. Są dla nas bardzo mili i bardzo pomocni. Pomagają nam w rezerwacji nurków P i noclegu w Port Douglas. Nie mówiliśmy tego Wam wcześniej, ale cel naszej podróży na dzień przed wylotem zamieniliśmy na Port Douglas (za dużo pozytywnych wskazań). Właściciele opowiadają nam trochę o sobie. Mają w sumie 3 takie miejsca w Australii – o tamtych nic Wam nie powiemy, to tutaj na pewno jest klimatyczne.
W sumie trafia się bardzo słoneczny i bardzo miły poranek i przedpołudnie. Czas ten spędzamy w ośrodki YHA w okolicy South Mission Beach, na plaży i na lokalnym placu zabaw. 

Znów udziela się klimat hawajski. Od 10 dni chodzę bez skarpetek, od wczoraj w ogóle na boso...

W końcu wsiadamy w Nixona i ruszamy do pierwotnego celu naszej podróży. Nie żebym się wyrywał. Owszem, przez pierwszy tydzień liczyłem kilometry i dni, żeby się wyrobić, ale od niedzieli (odkąd wiem, że zdążymy) jakoś przestało mi się śpieszyć... 76, 45, 36, 22, 14. Odliczamy kilometry do celu a ja jakby z każdym kilometrem zwalniam… Trudno to wytłumaczyć, ale po 13stu latach gonienia króliczka, mając go już na widelcu czuję jak powoli dopala się paliwo inspiracji w kaganku pod szyldem Wielka Rafa. Chyba trochę boję się tej konfrontacji marzenia z rzeczywistością…

Docieramy do Cairns. Pierwsze minuty w mieście nieco na dystans, ale miejscowość bardzo szybko nas urzekła swoim klimatem. Miejsce kojarzyło mi się bardziej jako jakaś hipisowska enklawa, ale Cairns to całkiem duże miasto. Mimo wszystko czuć w powietrzu i na każdym rogu wakacyjnego ducha tego miejsca. Bruno podbija okoliczne aquaparki i place zabaw. To czas dla niego. Ja w między czasie rezerwuje wypad nurkowy na rafę. Jestem coraz bliżej spełnienia jednego z moich najstarszych nurkowych marzeń. Nurkowanie na Wielkie Rafie Koralowej. Podkład pod tą wyprawę powstał w 2004 roku gdzieś w okolicach centrum nurkowego na ulicy Stołecznej (obecnie Po.....ki - kto wie?) i po lekturze magazynów Wielki Błękit z niezapomnianymi zdjęciami Darka Sepioło. Z jednej strony cieszę się, że jestem tak blisko, ale z drugiej strony wiem, że po Egipcie mit wielkiej rafy nie wytrzyma próby ognia...Sharm-el-Shek i Dahab to mistrzowie tej ceremonii. Widziałem już parę podwodnych miejsc, ale te dwa zawsze będę wspominał jako najbardziej „wow”. 
Ok., teraz jesteśmy w Cairns. Postawić kropkę nad nurkowym „i” w tym miejscu po prostu trzeba... 



Wyciskamy z tego dnia ile się na głównym bulwarze (Esplanadzie) da. W końcu udajemy się na spoczynek. Na kempingu miło, od Cairns Holiday Park B dostaje pakiet powitalny w postaci kredek, kolorowanki, balonów, słodyczy, które uznajemy za niestosowne dla niego i poświęcamy się zjadając je szybko na boku. Kuchnia jest tuż pod nosem, łazienki nadają się do ogarnięcia B. Jest ciepło. Bardzo…. 

 Nowy, letni set-up Nixona

Pierwszy raz testujemy otwarcie bagażnika na noc i pseudo namiot na klapę - sprawdza się znakomicie. Nikt nie wypadł, było czym oddychać i nie trzeba było wypinać fotelika i przekręcać tylnego siedzenia. Na kolacje kiełbaski z Colesa- tym razem P dzielnie grilluje, a ja ganiam za B, który już jest na limesie. Udaje się wszystko w miarę sprawnie załatwić, po drodze tylko jedno zdarte kolano, ale to i tak niewiele przy turbo napędzie młodziana.
Na tym kempingu jakby młodziej, niż na dotychczasowych. Jest nawet kilkoro małych dzieci niedaleko nas... i dziwny pan z dużą brodą.
Noc upływa bez zakłóceń (tylko u sąsiadów ryk, cieszę się, ze nie u nas).

P.s. Co ciekawe, Cairns to było pierwsze biuro do którego aplikowałem 11 lat temu :-). Odpowiedź była jasna: ”Hi Mate, U nas pracuje w sumie 7 osób, rynek jest bardzo lokalny, ale wpadaj do Cairns na wakacje. To świetne miejsce dla nurków…:-)”. Tak to mniej więcej się wszystko zaczęło… i właśnie dzisiaj trwa ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz