Przyznaję, nie jestem znawcą materii, ale swoją ograniczoną percepcją obserwuję rynek "dzieł sztuki" i kiedykolwiek mam wątpliwość co do artystycznej wartości dzieła, kieruje się zasadą, którą kiedyś sprzedał mi ktoś komu w tej dziedzinie "nie jestem godzień rozwiązać rzemyka...".
Prawdziwą sztukę czuje się podoskurnie, reszta to marketing i kolesiostwo. Pozostając w klimacie biblijnych przypowieści dodam od siebie... Amen.
Zdjęcia poniżej przedstawiają prace, które moim zdaniem prezentują się najciekawiej lub z różnych powodów były przedmiotem adoracji mojego starszego syna.
*) Wydaje mi się, że uczestniczyłem w większych imprezach tego typu, ale nie neguję. Marketingowo brzmi dobrze i w sumie jak to udownodnić?
**) Mam wątpliwości czy to jest dobry pomysł w miejscu tak popularnym turystycznie. Klyjentel tak różna i przypadkowa, że trudno to ogarnąć... Ludzie zdezorientowani i zaskoczeni tym na co właśnie patrzą oddają się zbiorowej ekstazie (bo to chyba przecież wypada). Z moich ostatnich obserwacji wynika, że na takich zbiorowych emocjach lubią żerować różnej maści (także polityczni) cwanicy. Jest jednak frekwencja, jest promocja miasta, jest pompa! Nie ma się zatem co martwić o fundusze na następny rok :-)
Plakat promujący wydarzenie
Nawet w tygodniu jest to popularne miejsce... Weekend musi przerażać...
Zwycięska praca tegorocznej edycji Sculpture by the Sea. Praca o nazwie M-fortysix, jej autor zgarnął okrągłe 70 tysięcy australijskich dolarów.
Sculpture by The Sea. Widok z Bondi Beach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz