W najwyższym budynku na tym zdjęciu (tym ze złotą, podświetlaną nadbudówką) znajduje się sklep z alkoholem. To ważna informacja, ponieważ o alkohol tu wcale nie jest tak łatwo a budynek znajduje się po drodze do mojej pracy.
Dalszy obrót w lewo o około 45 stopni i naszym oczom ukazuje się Sydney BCD. Pierwszorzędny widok dla entuzjastów miejskich "skajlajnów". Niemożliwym jest ująć ten obszar miasta jednym tylko zdjęciem, ponieważ Sydney BCD jest tworem hybrydowym i składa się tak naprawdę z wielu obszarów połączonych ze sobą siatką ulic i zatok. Ja na dziś dzień nie wiem gdzie ten twór się zaczyna i kończy. Umówmy się, że jesteśmy w jego centrum (zatoka "Circular Quay" na potrzeby tego posta jest takim umownym centrum). W budynku, który widać na pierwszym planie żyją najprawdopodobniej ludzie bardzo bogaci lub tacy jak my (zakwaterowani przez firmy na krótką tylko chwilę). Budynek ma poprawne proporcje i nic w nim mnie nie razi, fasada geometryczna, utrzymana w tonacji białej, wygląd schludny. Dokładnie za budynkiem, który opisuję znajduje się miejsce mojej pracy. Na zdjęciu numer dwa widać tylko zwieńczenie tego budynku w postaci neonów AON. Za neonami widać trzy budynki, które stanowią najnowsze oblicze biznesowego centrum miasta (to właśnie te budynki podnoszą poprzeczkę, o której wspomniałem chwilę wcześniej). Na te budynki też codziennie patrzę zza okna, gdy w kuchni robię sobie herbatę lub się po prostu wgapiam w okno. Są ciekawe, można powiedzieć bliżej im w stylistyce do budynków europejskich niż do wieżowców, które widziałem w Ameryce. Budynek Emirates zamyka kadr - oprócz tego, że wyróżnia go spory neon i podobnie jak sąsiad nie razi swym wyglądem (może ciut zachwianą proporcją) nie mogę obecnie powiedzieć o nim nic więcej.
Dalszy obrót o około 45 stopni i widzimy dokładnie to co mam za oknem w momencie kiedy piszę tego posta. Znajdź przesmyk w kanionie świetlnych ścian, lubię to. Jest to miły widok na tą chwilę, ale coraz częściej myślę, że kiedyś zamieszkam nad Hańczą. Ten budynek po lewej to siedziba EY. Budynek (czego nie widać na zdjęciu) ma złotą fasadę i mimo wszystko nie wygląda pretensjonalnie. Jest to nowy projekt, (znów bardziej europejski niż amerykański) w realizacji którego palce maczała firma, w której pracuję.
Zapamiętajcie! Pierwsze moje wrażenie nie było mylne. Australia jest bardziej europejska niż amerykańska i póki co...chwalę ją za to. Może nawet nie za to konkretnie (bo dziś Europa jest na zakręcie), ale za zdrowy rozsądek, którego brakowało mi w Stanach i którego brakuje mi w Europie. Po krótkiej obserwacji Sydney wydaje mi się, że ten kontynent czerpie z różnych źródeł, ale idzie własną drogą.
Harbour Bridge
Port "Circular Quay" i wszystko co w nim ważne.
Dzielnica poniżej mostu (The Rock) to świetne miejsce na towarzyski wypad, o tym nie mówiłem Wam wcześniej. Tu pierwszy raz w Sydney poczułem się na prawdę swobodnie. Tu właśnie poznaliśmy się z Gregiem i jego familią zaraz po przyjeździe - było miło :)
Cheers-Pozdro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz