wtorek, 19 lutego 2019

New Zealand. South Island. Dzień 3. Carters Beach - Punakiaki - Greymouth - Hokitika.

Start: Westport, Carters Beach
Stan licznika na początku trasy 410361km
Stan licznika na koniec dnia: 410535km
Dystans przejechany: 174km
Dystans całkowity: 600km
Koniec: Hokitika


Po przebudzeniu wyskakuję z samochodu na mokrą od porannej mgły trawę. To co widzę nieco mnie zaskakuje. Przed camperem leży śpiwór, w którym śpi... Arek. Ahoj przygodo! Tak w praktyce Arek cieszy się wyjazdem :-) Alkohol, który w niewielkiej ilości sporzyliśmy poprzedniej nocy nie ma nic tu do rzeczy. Arek jeszcze wieczorem odgrażał się, że będzie spał pod gołym niebem. Nie budzimy go, idziemy z B odbyć prostą toaletę a potem razem na spacer po plaży, która wyglada o tej porze trochę jak z apokaliptycznego filmu. Wydaje mi się, że Ocean jest tutaj bardzo niebezpieczny. Właściwie na całej długości drogi numer 6 nie widziałem ani jednego śmiałka, który kąpałby się lub serfował w Oceanie.
 
Carters Beach
 
 Po krótkim spacerze wracamy na kemping, gdzie w całym męskim składzie udajemy się na szybką sesję na jumping pillow. O dziesiątej kończy się nam doba kempingowa, więc nie przedłużamy i zaraz po powrocie do kamperów wyruszamy z kempingu i udajemy się na śniadanie do knajpki o nazwie Donaldo's. Knajpka znajduje się w centrum miasteczka tuż przy plaży. Jesteśmy w niej sami, mam wrażenie, że w całym miasteczku jesteśmy tylko my, mewy, kot i obsługa tego baru.
 Park w centrum miasteczka
 
 
Oprócz nas, obsługi i kota są jeszcze dwie foki...
Donaldo's
Young guns
Jest też plac zabaw. Mój chrześniak wszedł najwyżej
Post apocalyptica

Another face of New Zealand
Meybille Bay (to zdięcie "dla odmiany" jest w kolorze)
 
Po zjedzonym śniadaniu jedziemy na spacer do latarni, która była naszym celem podróży. Sama latarnia nie jest szczególnie atrakcyjna, ale spacer klifem będę wspominał bardzo miło. Po klifie idziemy całą ekipą, mgła ogranicza widoczność, ale cel dodaje nam motywacji. Okazuje się, że na końcu ścieżki jest kolonia fok, którą wszyscy zgodnie chcemy zobaczyć. W połowie drogi weryfikujemy plan i decydujemy się wrócić klifem na parking pod latarnią i do sanktuarium fok dodjechać samochodami. Oszczędzi nam to sporo czasu i słuchania coraz częstszych marudzeń ze strony dzieci :-). Okazuje się to być dobrym krokiem, ponieważ seal sanctuary ma swój własny wygodny parking i piętnastominutową trasę widokową. Niestety mgła nadal nie opada, nawet najostrzejsze szkło miałoby problem w tych warunkach pogodowych. Zdjęcia fok raczej rozczarowują, ale sama kolonia jest na pewno warta odwiedzenia.
 
Cape Foulwind Lighthouse - raczej nic nadzwyczajnego
 Spacer klifem - tam jest ze 30 metrów w dół i tu jest rzeczywiscie fajnie

 Tauranga Bay Seal Colony i mgła


Z Tauranga Bay Seal Colony udajemy się z powrotem na południe do Punakaiki (pierwotny cel naszej podróży), żeby odwiedzić największą atrakcję regionu czyli góry naleśnikowe (ang. pancacke rocks) oraz blowhole. Skały zawdzięczają swoją nazwę charakterystycznej warstwowej budowie. Wyglądają po prostu jak stosy naleśników poukładanych jeden na drugim. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Pancake rocks zwiedzamy w dówch turach, cały ten spacer przegadujemy z Arkiem o motorach, potem z Antkiem i Iwem gramy w piłkę na parkingu podczas gdy dziewczyny odwiedzają skały. Zupełny Relax.
 
Pancacke Rocks. Galeria Foto.

 
 
 
 
 
 A Ty co widzisz?
 
Z Punakaiki udajemy się na szybkie zakupy do Greymouth a stamtąd ruszamy do miejsca, które dziś wytypowaliśmy na nocleg - Hokitika.   

Na kempingu logujemy się jak na nasze standardy stosunkowo wcześnie. Jest czas na grilla, plac zabaw dla dzieci, przegrupowanie się w kamperach. Wszyscy uznajemy zgodnie, że po trudach organizacyjnych pierwszej nocy wszyscy już przyzwyczailismy się do naszych nowych mieszkań na kołach. Sam kemping i pogoda za oknem przypomina mi klimat Dębek (chyba tak to sie odmienia). Wszyscy raczej się z tym zgadzamy. Jest wesoło, dzieciaki eksploatują tyrolkę. W wolnej chwili nawiązujemy kontakt z "Tomkiem na końcu świata", który także przemierza właśnie Nową Zelandię i relacjonuje swoje przygody w trzecim programie Polskiego Radia. Szybko ustalamy, że raczej się nie przetniemy. Obecnie jesteśmy na dwóch różnych wyspach. 


Cześć Tomek. Poznać nas łatwo, suniemy na dwa campervany z polską flagą. Jak się okazało, niestety raczej się nie spotkamy. 
 
 Kemping Szczupak w Dębkach... a nie to Hokitika na wyspie południowej (NZ)... 
Sypialnia, Pokój dzienny, kuchnia i garderoba... gdybyś przypadkiem myślał, że twoje mieszkanie jest za małe ;-)
 
Jest jeszcze chwila wolnego czasu, więc zagaduję znajomego o Land Cruiserach, Land Roverach i życiu w Gruzji, wkręcam się w ten temat coraz bardziej. Nie może być jednak zbyt pięknie. Na koniec dnia moje chłopaki znów się buntują. Ewa ponownie ratuje świat a Dorota po raz kolejny wyciąga pomocną dłoń z poradą bardziej doświadczonego rodzica... i (tym razem) z butelką czerwonego wina. No nic, jest noc, czas spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz