Intordukcja: Noworoczny post
coś sugerował i można się było domyślać, że trwa sortowanie zdjęć i zbieranie
do kupy wszystkich wrażeń... Trochę to trwało.
O Melbourne słyszałem dużo
dobrego jeszcze nim się tam wybraliśmy.
Słyszałem o europejskim
klimacie miasta, społeczności włoskiej nadającej miastu klimat, dobrym
transporcie publicznym i innej niż Sydneyska architekturze. Słyszałem również o
odwiecznym (być może trochę przesądziłem z odwiecznym) sporze pomiędzy tymi
dwoma miastami. Jak wysondowałem, spór ten to lustrzane odbicie tego co mamy
nad Wisłą na linii Kraków – Warszawa. Jest kilka podobieństw między tym co
tutaj a tym co w Polsce. Melbourne to dawna stolica kraju podobnie jak Kraków powołuje
się na przyjazny styl życia, kulturalny charakter, miłą dla oka architekturę. I
podobnie jak w Polsce to raczej mieszkańcy Melbourne prowokują dyskusję, która
ma udowodnić wyższość jednych nad drugimi. Przyznam, że coś mi tu zaczynało
podśmiardywać...
Ok, chciałem się jakoś do tego
wyjazdu przygotować. Przeczytałem kilka pierwszych stron w przewodniku, rozpytałem
kilku znajomych, poklikałem tu i tam i sie poddałem. Wielką zaletą Melbourne
miały być restauracje (o losie...), sprawny transport publiczny (tiaaa..
mieszkaliśmy w centrum I na nic nam był transport publiczny…), dobra kawa
(poważnie?) i hipsterski (jaki?) charakter artystycznej dzielnicy Fitzroy…. Czy
można było zacząć gorzej?
Do samolotu wsiadaliśmy bez wyraźnego
planu i bez alkoholu, który przeleciał pół świata by wyruszyć dziś z nami w
swoją ostatnią podróż. Nie wiem co gorsze?
W samolocie doczytałem, że
jednym z najwyższych budynków w Melbourne jest budynek Eureka, z windami, które
należą do najszybszych na świecie. Niestety autor na swoje nieszczęście podał wysokość
budynku i dokładny czas przejazdu. Przeliczyłem więc sobie w kalkulatorze jak
szybkie są te windy i wyszło mi około siedmiu metrów na sekundę… Hmmm...Nic
wielkiego – standardowa specyfikacja windy w warszawskich budynkach:
Rondo 1, WTT czy Sprire… Nawet Nowojorski nestor Empire State Building z
1931roku wyposażony był oryginalnie w windy o prędkości niewiele mniejszej, równej
6.1m/s. Ok., myślę sobie nie każdy musi takie rzeczy wiedzieć, ale najszybsze
windy poruszają sie dziś z prędkościami znacznie większymi (np. Shanghai Tower
z 2015 roku, 20.5m/s, Burji Khalifa z 2010 roku 10m/s). Abstrahując od tematów
technicznych. czy to na prawdę kolejna z Melbournerskich atrakcji? Wrzucam
przewodnik do schowka w fotelu. Szkoda na niego czasu… no i szkoda tego alkoholu…
Zaczęło się ciężko, ale to nic
złego, czasem plan układa się sam i na końcu może okazać się zdecydowanie
ciekawszy niż wszystko co moglibyśmy sami zaplanować. Wysiadając okazało się,że może być gorzej. Na miejscu przywitała nas szaruga, deszcz i Pan Josef w
Avisie. Pani Michelle musiała potem dużo prostować, aby jakoś przykryć te
pierwsze niekorzystne wrażenie w rentalu. Rozstajemy się w pokoju. Ostatecznie
Avis zdał egzamin. Z lotniska wyjechaliśmy wygrani. Musze przyznać, że szeroka
autostrada, zachmurzone niebo i lejący deszcz oraz nieznajome miasto w oddali
nie budziły we mnie pozytywnych skojarzeń... Taki pstryczek w nos na
przywitanie. W Sydney żegnało nas pełne słońce.
W końcu jednak dojechaliśmy do
miejsca naszego pobytu…
Opadły emocje, szybko oswoiliśmy nowe lokum
rewelacyjnie położone w samym sercu miasta. Z okien jak się okazało widać było areny,
na których rozgrywany jest co roku Australian Open a na sylwestrowy pokaz fajerwerków
po prostu wyszliśmy przed budynek.
Nie musieliśmy też daleko iść by zjeść
kolację w Chinatown a na koniec dnia okazało się, że dwa piętra pod nami znajduje
się sklepik, który serwuje alkohol. Od tego momentu było już tylko lepiej...
Jutro czeka nas zwiedzanie a
po jutrze Nowy Rok.
P.S. O czym może wiedzieć nie
tak znowu wiele osób (na co dzień około 12% populacji Ziemi), sylwester w lecie
to bardzo dobry pomysł.
Pozdro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz