poniedziałek, 5 marca 2018

Melbourne – Great Expectations



Intordukcja: Noworoczny post coś sugerował i można się było domyślać, że trwa sortowanie zdjęć i zbieranie do kupy wszystkich wrażeń... Trochę to trwało.   

O Melbourne słyszałem dużo dobrego jeszcze nim się tam wybraliśmy.
Słyszałem o europejskim klimacie miasta, społeczności włoskiej nadającej miastu klimat, dobrym transporcie publicznym i innej niż Sydneyska architekturze. Słyszałem również o odwiecznym (być może trochę przesądziłem z odwiecznym) sporze pomiędzy tymi dwoma miastami. Jak wysondowałem, spór ten to lustrzane odbicie tego co mamy nad Wisłą na linii Kraków – Warszawa. Jest kilka podobieństw między tym co tutaj a tym co w Polsce. Melbourne to dawna stolica kraju podobnie jak Kraków powołuje się na przyjazny styl życia, kulturalny charakter, miłą dla oka architekturę. I podobnie jak w Polsce to raczej mieszkańcy Melbourne prowokują dyskusję, która ma udowodnić wyższość jednych nad drugimi. Przyznam, że coś mi tu zaczynało podśmiardywać...


Ok, chciałem się jakoś do tego wyjazdu przygotować. Przeczytałem kilka pierwszych stron w przewodniku, rozpytałem kilku znajomych, poklikałem tu i tam i sie poddałem. Wielką zaletą Melbourne miały być restauracje (o losie...), sprawny transport publiczny (tiaaa.. mieszkaliśmy w centrum I na nic nam był transport publiczny…), dobra kawa (poważnie?) i hipsterski (jaki?) charakter artystycznej dzielnicy Fitzroy…. Czy można było zacząć gorzej?
Do samolotu wsiadaliśmy bez wyraźnego planu i bez alkoholu, który przeleciał pół świata by wyruszyć dziś z nami w swoją ostatnią podróż. Nie wiem co gorsze?
W samolocie doczytałem, że jednym z najwyższych budynków w Melbourne jest budynek Eureka, z windami, które należą do najszybszych na świecie. Niestety autor na swoje nieszczęście podał wysokość budynku i dokładny czas przejazdu. Przeliczyłem więc sobie w kalkulatorze jak szybkie są te windy i wyszło mi około siedmiu metrów na sekundę… Hmmm...Nic wielkiego – standardowa specyfikacja windy w  warszawskich budynkach: Rondo 1, WTT czy Sprire… Nawet Nowojorski nestor Empire State Building z 1931roku wyposażony był oryginalnie w windy o prędkości niewiele mniejszej, równej 6.1m/s. Ok., myślę sobie nie każdy musi takie rzeczy wiedzieć, ale najszybsze windy poruszają sie dziś z prędkościami znacznie większymi (np. Shanghai Tower z 2015 roku, 20.5m/s, Burji Khalifa z 2010 roku 10m/s). Abstrahując od tematów technicznych. czy to na prawdę kolejna z Melbournerskich atrakcji? Wrzucam przewodnik do schowka w fotelu. Szkoda na niego czasu… no i szkoda tego alkoholu…
Zaczęło się ciężko, ale to nic złego, czasem plan układa się sam i na końcu może okazać się zdecydowanie ciekawszy niż wszystko co moglibyśmy sami zaplanować. Wysiadając okazało się,że może być gorzej. Na miejscu przywitała nas szaruga, deszcz i Pan Josef w Avisie. Pani Michelle musiała potem dużo prostować, aby jakoś przykryć te pierwsze niekorzystne wrażenie w rentalu. Rozstajemy się w pokoju. Ostatecznie Avis zdał egzamin. Z lotniska wyjechaliśmy wygrani. Musze przyznać, że szeroka autostrada, zachmurzone niebo i lejący deszcz oraz nieznajome miasto w oddali nie budziły we mnie pozytywnych skojarzeń... Taki pstryczek w nos na przywitanie. W Sydney żegnało nas pełne słońce.
W końcu jednak dojechaliśmy do miejsca naszego pobytu… 
  
Opadły emocje, szybko oswoiliśmy nowe lokum rewelacyjnie położone w samym sercu miasta. Z okien jak się okazało widać było areny, na których rozgrywany jest co roku Australian Open a na sylwestrowy pokaz fajerwerków po prostu wyszliśmy przed budynek. 

Nie musieliśmy też daleko iść by zjeść kolację w Chinatown a na koniec dnia okazało się, że dwa piętra pod nami znajduje się sklepik, który serwuje alkohol. Od tego momentu było już tylko lepiej...

Jutro czeka nas zwiedzanie a po jutrze Nowy Rok. 
P.S. O czym może wiedzieć nie tak znowu wiele osób (na co dzień około 12% populacji Ziemi), sylwester w lecie to bardzo dobry pomysł.
Pozdro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz