To się zdarza zawsze kiedy
myślisz, że jesteś z dala od wszystkiego co możesz znać. Taka sekwencja
zdarzeń. Lekko spóźniony (2minuty) wychodzę dziś z domu do pracy, nadrabiam
spóźnienie na szybkim pokonaniu dwóch par świateł za jednym razem (choć z
założenia w drodze do i z pracy nie podbiegam - uznaję to za nieeleganckie i
obnażające słabe zarządzanie czasem). Lustruję trasę z domu do pracy pod kątem
dostępności dla osób z wózkami (niestety, Sydney Central Business District
“CBD” ma swoje utrudnienia dla osób z ograniczoną mobilnością). Zanotowano
krawężniki, pochylnie, ułatwienia i obstrukcje – Ewa będzie mogła iść tą trasą
na dzisiejsze spotkanie. Zaraz dostanie potwierdzenie smsem. Jeszcze
przeskakuję przez Kent Street, wchodzę do lobby biurowca przy numerze 201.
Staję w lobby windowym, czekam w kolejce do windy. Co charakterystyczne, do
wind ustawia się zorganizowana kolejka, nie tłumek jak to raczej odbywa się w
Polsce. Przyjeżdżają dwie windy prawie w tym samym czasie. W obu otwierają się
drzwi. Kolejka chwilę się waha, najpierw podchodzi do windy lewej, stwierdza
obecność dwóch pasażerów w środku, kolejka nie udaje zaskoczenia, chwila
konsternacji, następuje nagła zmiana decyzji i ostatecznie prawie cala kolejka
wsiada do windy prawej, czyli do windy pustej. Ja robię nieco inaczej, wsiadam
do tej windy z pasażerami razem z jedną z dziewczyn stojących ze mną w kolejce. Nie
lubię zmieniać planu, jeśli nie jest to wymagane – poza wszystkim taka zmiana nie za
dobrze świadczy o procesie decyzyjnym kolejki. Kojarzycie taki kazus
warszawski? Środkowy pas zajęty kolejką samochodów podczas, gdy skrajne pasy do
jazdy na wprost pozostają wolne? Albo to? Wychodzisz na kogoś zza rogu. Mówisz
przepraszam, dajesz krok w lewo, gość na przeciwko to samo, dajesz krok w prawo
i identyczna reakcja z drugiej strony. Dlatego ja staję na skrajnych pasach i zmieniam kierunek tylko
raz... Ok wróćmy do windy. Nie zdążyłem nacisnąć piętra na panelu i od razu
wypalam:
- Hi Duncan, do you remember me? I am form Warsaw Arup office, we met
some time ago in London.
- O! Hi Piotr odpala Duncun, funny I thought I recognised you.
Teraz nie mamy czasu pogadać , Duncan wysiada zaraz na niższym piętrze. Nie
zdążyłem przetrawić pierwszych porannych emocji, a z boku słyszę płynną
polszczyzną:
- A więc to ty jesteś tym Piotrkiem? Odwracam się na pięcie
odruchowo.
- Tak - odpowiadam.
- A więc to ty jesteś Magdą, Magdą K.?
- Tak to
ja – odpowiada Magda K.
- Jeśli jesteś z Warszawy i piszesz książki (lub byłaś w
Afganistanie - tego nie mówię głośno) to znaczy, że możemy się znać.
- Nie, nie
jestem z Warszawy odpowiada Magda K. z uśmiechem.
Winda oznajmia przybycie na
piętro. Wysiadamy. Świat jest znowu mały, "have a nice day" -
uśmiechamy się na pożegnanie.
Krótka podróż windą w czasie. Nie macie wrażenia, że ta historia cofa nas znowu do pierwszego
posta?
http://not-so-close.blogspot.com.au/2007/08/californication.html
O wpadaniu na siebie na ulicach i chodnikach powiemy coś wkrótce.
Jeszcze tylko przeskoczę przez Kent Street.
Kurcze, miało być o Sydney.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz