czwartek, 27 kwietnia 2017

Cóż mniejszego niż świat?

To się zdarza zawsze kiedy myślisz, że jesteś z dala od wszystkiego co możesz znać. Taka sekwencja zdarzeń. Lekko spóźniony (2minuty) wychodzę dziś z domu do pracy, nadrabiam spóźnienie na szybkim pokonaniu dwóch par świateł za jednym razem (choć z założenia w drodze do i z pracy nie podbiegam - uznaję to za nieeleganckie i obnażające słabe zarządzanie czasem). Lustruję trasę z domu do pracy pod kątem dostępności dla osób z wózkami (niestety, Sydney Central Business District “CBD” ma swoje utrudnienia dla osób z ograniczoną mobilnością). Zanotowano krawężniki, pochylnie, ułatwienia i obstrukcje – Ewa będzie mogła iść tą trasą na dzisiejsze spotkanie. Zaraz dostanie potwierdzenie smsem. Jeszcze przeskakuję przez Kent Street, wchodzę do lobby biurowca przy numerze 201. Staję w lobby windowym, czekam w kolejce do windy. Co charakterystyczne, do wind ustawia się zorganizowana kolejka, nie tłumek jak to raczej odbywa się w Polsce. Przyjeżdżają dwie windy prawie w tym samym czasie. W obu otwierają się drzwi. Kolejka chwilę się waha, najpierw podchodzi do windy lewej, stwierdza obecność dwóch pasażerów w środku, kolejka nie udaje zaskoczenia, chwila konsternacji, następuje nagła zmiana decyzji i ostatecznie prawie cala kolejka wsiada do windy prawej, czyli do windy pustej. Ja robię nieco inaczej, wsiadam do tej windy z pasażerami razem z jedną z dziewczyn stojących ze mną w kolejce. Nie lubię zmieniać planu, jeśli nie jest to wymagane – poza wszystkim taka zmiana nie za dobrze świadczy o procesie decyzyjnym kolejki. Kojarzycie taki kazus warszawski? Środkowy pas zajęty kolejką samochodów podczas, gdy skrajne pasy do jazdy na wprost pozostają wolne? Albo to? Wychodzisz na kogoś zza rogu. Mówisz przepraszam, dajesz krok w lewo, gość na przeciwko to samo, dajesz krok w prawo i identyczna reakcja z drugiej strony. Dlatego ja staję na skrajnych pasach i zmieniam kierunek tylko raz... Ok wróćmy do windy. Nie zdążyłem nacisnąć piętra na panelu i od razu wypalam:
- Hi Duncan, do you remember me? I am form Warsaw Arup office, we met some time ago in London. 
- O! Hi Piotr odpala Duncun, funny I thought I recognised you.
Teraz nie mamy czasu pogadać , Duncan wysiada zaraz na niższym piętrze. Nie zdążyłem przetrawić pierwszych porannych emocji, a z boku słyszę płynną polszczyzną:
- A więc to ty jesteś tym Piotrkiem? Odwracam się na pięcie odruchowo. 
- Tak - odpowiadam. 
- A więc to ty jesteś Magdą, Magdą K.? 
- Tak to ja – odpowiada Magda K. 
- Jeśli jesteś z Warszawy i piszesz książki (lub byłaś w Afganistanie - tego nie mówię głośno) to znaczy, że możemy się znać. 
- Nie, nie jestem z Warszawy odpowiada Magda K. z uśmiechem. 
Winda oznajmia przybycie na piętro. Wysiadamy. Świat jest znowu mały, "have a nice day" - uśmiechamy się na pożegnanie. 
Krótka podróż windą w czasie. Nie macie wrażenia, że ta historia cofa nas znowu do pierwszego posta?

http://not-so-close.blogspot.com.au/2007/08/californication.html

O wpadaniu na siebie na ulicach i chodnikach powiemy coś wkrótce. 

Jeszcze tylko przeskoczę przez Kent Street.
Kurcze, miało być o Sydney.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz