"The Old Road" jak ją nazywają ci, którzy traktują ten kawałek asfaltu jako coś więcej niż budowlę z towarzyszącymi obiektami inżynierskimi była przez długi czas jedyną drogą łączącą
Sydney z Newcastle. The Old Pacific Highway pełniła samodzielnie tą funkcję do czasu wybudowania autostrady M1, o której pisałem trzy posty wcześniej. Od tego czasu "The Old Road" zdecydowanie straciła na znaczeniu dla ruchu tranzytowego. Dziś nieco zapomniana, wijąc się wśród pagórków i wzniesień podążą śladem swojej większej siostry przyciągając każdego dnia motocyklistów z miast i miasteczek leżących w jej sąsiedztwie. Nie mam wątpliwości, dla entuzjastów dwóch kółek wraz z otwarciem nowej autostrady, przechodząca na emeryturą The Old Pacific Highway narodziła się na nowo :-) i to jest bardzo dobra wiadomość!
The Old Road jest perfekcyjnym miejscem na przedpołudniowo-weekendowy wyskok. Przez wielu uznawana jest za jedną z najatrakcyjniejszych tras motocyklowych w całym New South Wales. Nie wiem czy to prawda, ale na pewno jest atrakcyjna i stosunkowo łatwo dostępna dla kogoś kto nie ma zbyt wiele czasu na długie podróże motocyklem. Z samego centrum Sydney dostaniesz się tutaj w około godzinę. Dla mnie zabawa z nią zaczyna się już gdzieś w okolicach Hornsby, ale znawcy tematu twierdzą, że tak naprawdę zaczyna się ona na wysokości restauracji Pie in the Sky Cafe, tuż obok Cowan. Tu ponoć zawsze można spotkać dziesiątki motorów, niezależnie od pogody i dnia.
Old Pacific Highway - Dojazd do mostu w Mooney Mooney
Co możecie zobaczyć na pierwszym filmiku, trasa od tego miejsca wije się między skałami do samego mostu na rzece w okolicach Mooney Mooney. Następnie przechodzi przez inne popularne miejsce - The
Old Road Cafe - i prowadzi dalej w kierunku Gosford. Odcinek od mostu i dojazd do The Old Road Cafe jest pokazany z kolei na drugim filmiku poniżej.
Old Pacific Highway - dojazd do The Old Road Cafe
The Old Pacific Highway nie jest szczególnie trudną technicznie trasą, ale profil zakrętów potrafi zaskoczyć i dlatego
najlepiej jest ją pokonać we własnym tempie nie sugerując się innymi motocyklistami. Ja postanowiłem skupić się na podziwianiu pięknych krajobrazów i jeśli nie znasz każdego z zakrętów jak własnej kieszeni, Tobie również polecam to samo...
Jak już sygnalizowałem "The Old Road" wije się pod, nad i wzdłuż autostrady M1, oferując za każdym razem ciekawszą i
bardziej malowniczą alternatywę dla szybszej, ale bardziej monotonnej podróży eMką (dziwnie to brzmi dla entuzjasty bawarskiej motoryzacji :-)). Jest na niej w zasadzie wszystko czego potrzebujesz na sobotnie moto-przedpołudnie. Są tu mosty, wiadukty, szybkie proste i ostre wiraże, tutaj piękne widoki mieszają się malowniczo z zapachem otaczającego lasu, nie tak odległej rzeki Hawkesbury i zapachem nawijanej na asfalt gumy. Naprawdę można się na chwilę zapomnieć.
Trasa nie jest niestety specjalnie długa. Część widokowa to niecałe 50
km, jednak dla weekendowych entuzjastów to wystarczająco dużo, a do tego zostawia spory margines czasu na kawę, śniadanie i trochę
towarzyskiego bla-bla-bla. Ja ani kaw, ani motocyklowego story tellingu jednak nie mam w zwyczaju, tego dnia postanowiłem raczej posłuchać... posłuchać gangu dwucylindrowego, bawarskiego boksera. Tam gdzie poradniki sugerują zawracać, ja odkręciłem manetkę i pojechałem dalej... Ajjjj.
Kolejna z motocyklowych knajpek po trasie...
Entuzjazmem powodowany zafundowałem sobie kilka selfi strzałów...
Old Pacific Highway to dla mnie jednak za mało. Jak masz trochę czasu wskocz na M1 i pociągnij do Hunter Valley.
Z Toronto do Sydney drogą lądową? Da się!
Don't mess around
Bohater pierwszego planu "Tłelf handred Dżi-Es" - czyli klasyk, dla mnie po prostu rewelacyjny. Mimo wagi i rozmiaru w prowadzeniu łatwiejszy niż wiele mniejszych konstrukcji. Cała ta
elektronika, moc i sposób w jaki się prowadzi tworzą idealną mieszankę. Jednak pamiętajcie, nie jest to opinia
obiektywnego motocyklisty. Musicie wiedzieć, że przez dziesięć ostatnich lat jeździłem tylko motorami marki BMW, a żeby być bardziej precyzyjnym, tylko
serii GS.
Uwaga: Pamiętajcie, że wcale nie potrzeba najnowszego sprzętu i wielkich wypraw, żeby mieć radość z jazdy na motocyklu. Sprawdziłem to na sobie. To jest w tym wszystkim najfajniejsze.
Tu z pozdrowieniami dla kolegi, który niezbyt szczęśliwie ulokował swoje moto uczucia :-) No nic, miłość jak mówią nie wybiera... 😜
Uwaga: Jest to 100tny post w ramach projektu N-2-C. Z tej okazji pozdrawiam Wszystkich Czytaczy!